piątek, 30 sierpnia 2013

GajeelxLevi "Spadające niebo"



"I'll be right here now
to hold you when the sky falls down"
(Będę tutaj by cię złapać, gdy niebo upadnie)
 

 Dziś obserwuje szare niebo, a krople deszczu opadają bezwładnie na moją twarz. Trawa wokół mnie jakby obumarła...lecz wystarczy na nią spojrzeć, by dowiedzieć się wszystkiego. Tu ginęli ludzie. Krew zmieszana z brudną ziemią. W oddali rozkładające się ciała bliskich osób i tych nienawistnych. Przyjaciół i wrogów. Ludzi, po prostu ludzi.

 Patrząc w gwiazdy, widzę niezliczone twarze tych wszystkich, przez których wylewam teraz łzy. Płaczę za każdego. Ponieważ każdy tutaj był taki sam.
 Gdy obraz w pełni już mi się rozmywa, zaciskam powieki, marząc o tym, by zaraz obudzić się we własnym łóżku. To nie była pierwsza nasza walka, pierwsze starcie. Ale ostatnie.

 Przekręcając głowę, widzę jedynie błyski lecące raz w prawo, raz w lewo. Zostało nas niewielu, a dlaczego ja wciąż żyję? To nie jest sprawiedliwe, nie jest w porządku dla moich przyjaciół. Próbuję wstać, jednak czuję jedynie paraliżujący ból płynący z nadgarstków i ogarniający całe ciało.
To obręcze trzymają mnie przy życiu, jednocześnie nie pozwalając zbliżyć się do pola walki. Mam je, ponieważ przegrałam. Przegrałam zaś, bo nie jestem wystarczająco silna. A ból nie pozwala mi teraz na ani jeden ruch. Słyszę krzyk raniący moje uszy, ściskający serce. I wylewam kolejno łzy nad innymi. Lecz te słone krople nie zachowają ich przy życiu. Nie zatrzymają ostrza zadającego nowe rany, niosącego cierpienie.
 Ale płacz pozostawia mnie w tym miejscu. Inaczej byłabym nieobecna, inaczej leżałabym bezczynnie, patrząc jak giną ludzie.


 Mówili mi wiele miłych rzeczy. Sprawiali, że każdy dzień był czymś niesamowitym. Wtedy wystarczył uśmiech jednego z przyjaciół. Teraz poza nim, pragnę jeszcze ich życia. By nie musieli padać na ziemię z przebitym sercem.
 I w tym momencie robię kolejny ruch. Oczami błądzę po wszystkich twarzach, by w końcu natrafić właśnie na twoją.
- Gajeel - słyszę swój zachrypnięty głos, a twe imię przechodzi przez moje gardło z trudnością. Krzyczałam zbyt głośno, by móc teraz zrobić to raz jeszcze. Lecz wiem, że i tak nie posłuchasz, pokonując kolejnego przeciwnika. Prosiłam już wcześniej byś został u mego boku. Nie chciałam cię stracić, ale czy tylko dlatego? Bałam się. Dalej odczuwam strach, że ktoś za chwilę podejdzie i skróci mnie o głowę. Martwiąc się o ciebie, o innych, wciąż leżę żywa i boję się o własne życie. Mimo bólu w dłoniach, nie potrafię dać z siebie więcej. Czuję blokadę od środka. Ja wcale nie chce tam iść, ja chce żyć.

 Zamykając powoli oczy, widzę każdą chwilę, jaka miała dla mnie większą wartość niż inne, mniej ważne wspomnienia. Znajdujesz się tam, w mojej głowie. To o tobie najwięcej myślę.
 Zawsze mnie broniłeś. Kiedykolwiek potrzebowałam pomocy, zjawiałeś się, obdarowując mnie uśmiechem. Wciąż mam nadzieję, że ujrzę go i dzisiaj. A wtedy nic już nie będzie się liczyć.
 Dlaczego tak bardzo pragnąłeś abym żyła? Zawsze widziałam twoją dłoń, łapiącą mnie przed upadkiem. Cierpisz za mnie, abym nigdy nie zaznała bólu. Nie udaje ci się to.
- Przepraszam Gajeel.
Jestem zbyt słaba. Dostrzegałam to w oczach wielu, lecz wiedziałam, że nigdy tego nie usłyszę. Nawet ty trzymałeś język za zębami. Może udałoby mi się podnieś, gdybym wcześniej choćby raz upadła. Nie mając obok ciebie. Ponieważ teraz jest to zbyt trudne.

 - Lucy! - krzyk Natsu rozbrzmiewa w mojej głowie i z grymasem na twarzy przekręcam się, aby dostrzec swych przyjaciół. Moje oczy rozszerzają się do granic możliwości, a w ich kącikach pojawiają się nowe łzy. Ona powoli leci w dół. On pragnie ją złapać, wydzierając się innym oprawcom. Lecz coś jest nie tak, coś co sprawia, że płaczę dalej nieprzerwanie. Błękitna koszulka jasnowłosej pokryta jest krwią. Jej szyja...skryta pod szkarłatną płachtą. Ciało opada z głuchym trzaskiem.
 Głowa mojej przyjaciółki chwilę później.

 Nie potrafię patrzeć na to dłużej. Łzy przysłaniają mi widok na wszystko, lecz uszy wychwytywały każdy jęk, syk, szmer, szelest. Boję się coraz bardziej. Zginiemy tu wszyscy, oni nas wykończą...
- Walcz za nią Salamandrze. Cholera, to nie czas na rozklejanie się!
 Patrzę na ciebie, a w oczy rzuca mi się rana przebiegająca przez całe twe czoło. Nie, powinieneś na siebie bardziej uważać. Mimo ran nadal dajesz z siebie wszystko.
- Nie możecie się poddać. Jesteście magami Fairy Tail, a Fairy Tail zawsze wygrywa! Załatwcie ich, abym potem mógł w gildii spuścić wam łomot za to, że tak się daliście tym cieniasom!
 Twoje słowa zmieniają się w czyny. Wszyscy dalej walczą. Pragną końca tej bitwy jak niczego innego, lecz teraz jedynie jako swojej wygranej.
- Udało ci się Gajeel.
 Nie udaje mi się uśmiechnąć. Nie po tym wszystkim, co dziś ujrzałam. Jednak czuje się inaczej... Nawet przy upadającym niebie przywróciłeś w innych wiarę w lepsze. Ponownie uratowałeś mnie przed upadkiem w ciemność.
 Zaciskam zęby, szarpiąc się na wszystkie strony. Czuję, jak z każdym kolejnym ruchem, nadgarstki czerwienią się coraz bardziej. Nie umiem powstrzymać krzyku, który skupia na mnie całą twoją uwagę. 
 Możesz przenieść góry.
 Możesz pochwycić gwiazdy...
 Możesz ocalić wszystkich.
 Ale proszę o jedno.
 Pozwól mi samej się odrodzić.

 Ciało boli mocniej, a łzy cisną się do oczu. To boli. Tak samo, jak za pierwszym razem i za drugim. To wciąż boli tak mocno, że nie potrafię tego opisać. Oddech staje się płytszy, a wszystkie mięśnie tracą powoli siły. Spoglądam kolejny raz w twoje oczy, lecz teraz jest całkiem inaczej. Już nie stoisz obok Natsu i nie atakujesz wrogów. Nie rozumiem, nic do mnie nie dociera. Dlaczego leżysz na mokrej od krwi trawie, przytrzymywany przez nieznane zaklęcie... Dlaczego twój przeciwnik śmieje ci się prosto w twarz. 
- Gajeel!
Zaciskam powieki, a całe ciało znów zaczyna się napinać. Palący się napis w powietrzu jest posłany w moim kierunku. Ja go tworzę. Sama każe mu spocząć na moich nadgarstkach, by stopił obręcze. 
- Aaaa! - krzyk z mego gardła wydostaje się niespodziewanie. Czuje na dłoniach gorącą. Ogień je pali, a ból jest niewyobrażalnie wielki. Krzycząc, zaczynam wiercić się na wszystkie możliwe strony. Nie, nie dam rady, nie wytrzymam już dłużej. A jednak nie zwalniam zaklęcia. Nie mogę dopuścić do twojej śmierci. Z całych sił wyrywam się rękoma do góry, lecz one nadal leżą, przytwierdzone do podłoża. Próbuję raz jeszcze, już nic nie widząc przez łzy. Z kolejnym podejściem z mojej wargi wydobywa się krew. Nie widzę efektów. Cierpię na próżno.
 Nie czuję już swego ciała, które wciąż próbuje się wyrwać spod zaklęcia. Kiedy nadzieja odchodzi, dwa następne pociągnięcia sprawiają, że obręcze puszczają. 

 Ostatkiem sił podnoszę się i szybko podpieram się, kładąc mocno poharatane dłonie na kolanach. Nie wiem, w którą stronę mam iść. Lecz już nie stoję w tym samym miejscu. Robię krok, a za nim kolejny. Nie zauważam nawet, kiedy biegnę. Będąc coraz bliżej, z trudem uginam kolana i rzucam się przed ciebie. I w chwili tej doznany ból jest o wiele łagodniejszy, niż to, co przeżyłam wcześniej. 
 Z grymasem przekręcam głowę i widzę twoją zdziwioną twarz. Szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone usta. Broń cię nie drasnęła. Wcale nie dosięgła twego ciała.
- Tym razem pozwól mi cię unieść.
Dziwię się, słysząc swój głos, z którego trudno jest cokolwiek zrozumieć. Opadam powoli, a ciemność ogarnia mnie zewsząd. Ostatnie co widzę, to nieruchome ciało twego napastnika tuż obok mnie.
Uśmiecham się.
 Wolę utonąć w morzu swej krwi, niż pełnym swych łez. Łez wylanych za śmierć wszystkich poległych.

Wybacz Gajeel.
Żegnaj.
Kocham cię.


~*~

 Witajcie ponownie. Wpis dedykowany Kin chan. Można zauważyć, że praca jest nieco inna od zapowiedzi jaką dałam. Dlaczego? Ponieważ to mi jakoś bardziej pasowało. Kiepskie wytłumaczenie? No to...dlatego, że tamto połączyłam z czymś całkiem innym, gdyż wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Trochę to wszystko lekko pogmatwane, ale cóż, one-shot jest, a to rzecz najważniejsza. ^^ 
 Zdradzę, że pisałam go przy wyżej wymienionej piosence. Zakochałam się w tym utworze, a jeszcze bardziej w pewnym amv, które z nim widziałam. Po prostu nie mogłam przestać płakać i dlatego też powstało coś takiego...smutaśnego. D: 
 Pozdrawiam was kochani serdecznie i do napisania. :>
 Ps: Kolejny one-shot dopiero z rana, ponieważ nie mam siły sprawdzać o tej godzinie błędów. I tak ledwo widzę na oczy. ._.

4 komentarze:

  1. Poryczałam się przy tym shocie, Claudy.Po prostu wyłam jak wilk do księżyca, aż brat przyszedł i się zapytał, czy może Erza w mandze zginęła .Masz talent do pisania one - shotów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poryczałam się! Ale wyszło cudnie i tak wzruszająco, oficjalnie oznajmiam że to było wspaniałe

    OdpowiedzUsuń
  3. >.> Nie.. ja tego nie komentuje.. zaraz znowu wpadnę w dołek przez sprawkę opowiadań, Naruto i SAO >.> Nie rozklejam się, poproszę komedyjkę, bardzo ładnie proszę komedyjkę, bo padam ;_;

    OdpowiedzUsuń
  4. To było za romantyczne! :C I jeszcze mój ukochany paring <3
    Nic tylko ryczeć. Świetnie się spisałaś, pisząc takiego genialnego one-shot ! Trochę przypomina mi on walkę z mangi,ze smokami :)

    OdpowiedzUsuń