piątek, 30 sierpnia 2013

HappyxCarla "Rybki halucynki"


"On wie­dział, cze­go chcę - ja tyl­ko czułam. 
On z in­te­ligen­cją - ja z ser­cem.
On przy­goto­wany do wal­ki - ja go­towa na wszys­tko nie wiedząc nic"


 Dzień, jak zawsze musi się kiedyś skończyć, ustępując miejsca nocy. Zanim to jednak nastanie, magowie jednej z dość znanych, a zarazem hałaśliwych gildii, zdecydowali świętować kolejne zwycięstwo. Większość osób już po kilku minutach zdążyło oddać się w pełni zabawie. Niektórym pomógł alkohol, inni jak zwykle zaczynali od pojedynczych bójek, które zapewne skończą się doszczętnym zniszczeniem budynku. Lecz nikt nie zwracał teraz na to uwagi. Liczyły się uśmiechy na twarzach i kolejne procenty wprowadzane przez usta.
 Czy aby na pewno wszyscy byli w świetnych nastrojach? Zawsze była możliwość, że zdarzy się jakiś wyjątek i właśnie tym razem okazała się nim mała kotka, fukająca raz na lewo, raz na prawo.
- Jak zwykle niewychowani, chodźmy stąd Wendy... - oznajmiła, kręcąc z dezaprobatą głową. Nie słysząc odpowiedzi odwróciła się w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała jej przyjaciółka.
- Wendy... Wendy!

Zszokowana wpatrywała się w leżącą na ziemi ledwo przytomną dziewczynę. Jej dusza powoli ulatywała z drobnego ciała. Kotka prychnęła. Co, jak co, ale uważała, że niebieskowłosa jest jeszcze o wiele za młoda na alkohol.
- Wychodzę.
Ruszyła pewnym siebie krokiem w kierunku drzwi. Lecz wyjść jej nie dane było tak prędko. Mały, niebieskiej barwy kocur zdecydował się zatrzymać dłużej swoją miłość w gildii. Niestety nie miewał on zbyt dobrych pomysłów....i tak też było tym razem. Bez zastanowienia rzucił przed siebie na wpół zjedzoną rybę, która szybując wysoko nad roznegliżowanymi magami, opadła ostatecznie na głowę zdenerwowanej Carli.

- Dość tego! Zero tu kultury. Nie będę przebywać z magami, którym brak klasy, hmpf.
Szybko doszła do wielkich drewnianych drzwi, nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia. W końcu nawet pijany człowiek usłyszałby wywód zdesperowanej kotki. Zamknęła za sobą drzwi, o dziwo nie trzaskając. Zaś magowie po chwili zapomnieli już o owej sytuacji i bawili się dalej na całego.

 Wracając natomiast do naszej głównej bohaterki. Szła przez miasto z wysoko uniesioną głową, lecz właśnie w jej środku kłębiło się mnóstwo przekleństw związanych z członkami Fairy Tail. Czuła, jak złość powoli ją opuszcza, na co głęboko westchnęła. Może powinna być milsza...
- Byłam miła - stwierdziła, krzyżując białe łapki. Całą winę kierowała na magów, nie darując nawet najbliższej osobie, Wendy. Skręciła w prawo, po czym przeszła między dwoma starymi domami. Było już późno, a ona nie miała zamiaru wałęsać się po dworze w takim nastroju. Rozłożyła śnieżnobiałe skrzydła, przelatując następnie nad polem ze zbiorami. W oddali stał solidny kombajn, a tuż obok traktor, z którym zapewne jakiś czas temu kończył pracę.
Okrążyła całkiem duże drzewo, zaraz lądując na piaszczystym podłożu. Domek do jakiego zmierzała był mały, lecz z pewnością nie urządzony skromnie. Tego już dopilnowała kotka, gdyż Wendy równie dobrze mogłaby mieć twardy materac i szafkę na ubrania, których i tak nie byłoby dużo. Otworzyła drzwi, jakie w porównaniu do tych w gildii, nie zaskrzypiały ani razu. Skierowała się do łazienki, biorąc po drodze piżamę. Podłoga pokryta była beżowym dywanem, gdzieniegdzie ukazując drewniane panele. Ściany w kolorze białym, na których dostrzec można było niewielkie obrazy. Oczywiście nie brakowało hebanowych mebli oraz poustawianych w wielu miejscach kwiatów.
 Cicho pomrukując, zamknęła za sobą drzwi od łazienki, po czym oddała się urokom posiadania wielkiej wanny i przeróżnych olejków. Przymknęła powieki, lecz zaraz ożywiły ją hałasy dobiegające z miejsca, jakie nie tak dawno opuściła.
- Doprawdy, są niemożliwi - westchnęła, ponownie zamykając oczy. Tym razem na o wiele dłużej, bo po przebudzeniu się, woda była prawie, że lodowata.
- Uh!
Wyszła z wanny, wycierając się szybko ręcznikiem. Po ubraniu różowej koszuli, szybkim krokiem ruszyła w stronę wspólnej sypialni. Gramoląc się na łóżko z jej inicjałami, ułożyła się wygodnie, a Morfeusz od razu zabrał ją do swojej krainy.

 Głowa, jedyne co czuła w tym momencie to ogromny ból głowy i towarzyszący temu smród. Powoli uniosła powieki, widząc niewyraźne kształty mebli. Z pewnością to był jej pokój, jednak ten smró przeszkadzał jej w normalnym funkcjonowaniu. Uniosła łapkę, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma gorączki, lecz po drodze natknęła się na coś śliskiego.
- Co do... - gwałtownie wstała, sycząc z bólu. Zaraz poczuła jak coś odrywa się od jej czoła i pada na pościel.
- Heeee?!
Zatkała nos, nie zwracając uwagi na swoje płynniejsze ruchy. Widok starej ryby wystarczającą ją w tej chwili odrzucał. I ona to miała na...
- Fuuuj!
- O, już się obudziłaś.
Powstrzymując wymioty, odwróciła się w stronę drzwi. Stała w nich Wendy ze swym promiennym uśmiechem i troską w oczach. Nikogo innego w końcu się nie spodziewała.
 W czasie, gdy ona rozmyślała, niebieskowłosa podeszła bliżej łóżka i podniosła rybę, kładąc ją ponownie na czole Carli. Cóż, tego akurat po niej nigdy by się nie spodziewała.
- Aaaa! Co ty robisz Wendy?! - rzuciła przyczyną smrodu o ścianę. Dziewczyna stała tak, jakby nie rozumiała zachowania przyjaciółki. W końcu położyła jej zdechłą i śmierdzącą rybę na czole, powinna być wdzięczna. Obejdzie się bez kwiatów i czekoladek...
- Rybka ci spadła.
"Doprawdy? Nie zauważyłam" przeszło jej przez myśl, lecz ostatecznie się powstrzymała. "Po co mi ta ryba?". Wpatrywała się w Wendy ze zniecierpliwieniem. Tamta zaś milczała, bądź też była w fazie spoczynku.
- Odpowiesz mi w końcu?
- Huh? Ale na co?
- No jak to na... - zamilkła, zdając sobie sprawę, że dziewczyna nie jest w stanie usłyszeć jej myśli. Westchnęła głęboko, ponawiając pytanie. Towarzyszka zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Jak to, zawsze ją kładziesz, jak się źle czujesz. Kiedy do ciebie przyszłam, byłaś bardzo blada, więc pomyślałam, że ci to pomoże - na koniec uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż zazwyczaj. Kąciki ust Carli natomiast spadły o wiele niżej.
- Muszę iść się umyć, śmierdzę - ostatnie słowo wypowiedziała znacznie ciszej, jak i z większym obrzydzeniem. Nie bacząc na nic, popędziła do łazienki. Czyżby Marvell wypiła za dużo ostatniej nocy, że teraz gada od rzeczy? Wywróciła oczami, opłukując twarz. Coś od początku jej dzisiaj nie pasowało... I odkryła wszystko, spoglądając w lustro.

 Mimo, że była dopiero szósta rano, to z pewnością cała Magnolia już stoi na nogach. Wszystko to zasługą pewnej kotki, a może i nie zupełnie kotki? Zaraz będziemy w stanie się przekonać.

- M-moje uszy, m-moje futro... - jęczała, jeżdżąc dłońmi chaotycznie po twarzy. Dłońmi, dłońmi o długich i chudych palcach, zakończonych paznokciami. Po pazurach nie zostało już nic.
- Mój ogon! 
Jej ręce skierowały się na pośladki, z których z pewnością nie wystawał żaden koci, śnieżnobiały ogon. Dalsze pojękiwania przerwało jej pukanie do drzwi. Czy naprawdę nie może mieć chwili prywatności? Chociażby nawet w tym całkiem obcym ciele, które musi dokładnie obszukać i znaleźć to, co kocie. 
- Carlo? - natarczywe pukanie i nawoływania sprawiły w końcu, że drzwi stanęły otworem dla irytującej osoby. Była nią oczywiście Wendy.
- Krzyczałaś, czy coś się stało?
- Krzyczałam? Ah, tak...krzyczałam - podrapała się po głowie, przeklinając w myślach długie, śnieżnobiałe włosy - haha, bo widzisz Wendy, ja tak sobie lubię czasem pokrzyczeć, tak jak i nakładać sobie śmierdzące ryby na czoło. Takie tam moje dziwactwa, haha.
Zaśmiała się cicho i nad wyraz sztucznie. Jednak dziewczyna tylko się uśmiechnęła i opuściła w spokoju łazienkę. Zostając znów samej, pacnęła się po głowie. Czyżby wraz z jej wyglądem powoli zmieniał się charakter? 
-Nie, to niemożliwe - prychnęła, czując, że powraca stara Carla, z czego była zadowolona. Niestety wygląd od ostatniej zmiany...nie uległ żadnej zmianie. Zdjęła z siebie koszulę nocną i z powątpiewaniem odwróciła się w stronę lustra. Nie była ona zbyt wysoka, lecz na szczęście wyższa od Wendy. Wydawała się być drobną dziewczyną, lecz nie mogła zaprzeczyć, piersi jakoby jakieś posiadała i nie były one aż tak małe jak jej przyjaciółki. Po chwili zganiła się w myślach za porównywanie do niebieskowłosej. To nie jest odpowiednie zachowanie. Nie myśląc nad tym dłużej, chwyciła za nie, lekko ściskając.
- Więc takie są te ludzkie... Nie rozumiem, dlaczego nie pozwalają innym swoich dotykać - powiedziała, powtarzając wcześniejszą czynność, aż w końcu zarzuciła na siebie ubrania. W tym przypadku była to dość słodka różowa bluzeczka z kokardą i krótka fioletowa spódniczka. Patrząc ostatni raz w lustro, pokręciła głową z dezaprobatą.
- Doprawdy, nie masz większych problemów - oznajmiła sobie samej, lecz i tak wiedziała, że wygląda okazale, by móc pokazać się innym. Podchodząc do drzwi, sięgnęła ręką do góry, zapominając na chwilę, że w nocy przybyło jej parę centymetrów. Po opuszczeniu łazienki, udała się w poszukiwania przyjaciółki. Dziw, w domu jej nie było, to też pozostało jedynie jedno... Udać się do glidi.
Przypomniała sobie nagle wydarzenia z wczorajszego dnia, przez co zwolniła. 
- Eh, nie obchodzi mnie, czy będą chcieli mnie widzieć, czy nie - fuknęła i znów przyśpieszyła kroku, sprawiając, że długie białe pasma poczęły powoli odbijać się od jej pleców. Do Fairy Tail jeszcze kawałek drogi.

- Podsumowując, jakimś przedziwnym cudem z kotki przemieniłam się w człowieka, a dokładnie w dziewczynę. Lubię kłaść sobie nieświeże ryby na głowę i do tego jestem płaska... Należę do tej samej gildii gamoni - tutaj przerwała, kładąc dłoń na brzuchu. Pod materiałem znajdował się różowy znak przynależności. Od dłuższego czasu siedziała przy jednym ze stolików w gildii, a każdy mag, jakiego napotkała promiennie się do niej uśmiechał. Wszystko wyglądało tak samo, do czasu, aż Mira nie przyszła do niej z kawałkiem papieru...
- I do tego jestem magiem?! - krzyknęła, zasłaniając dłońmi twarz. 
- Zaraz, zaraz, magowie posługują się magią - odparła głośno, zwracając uwagę kilku osób. Barmanka wpatrywała się w nią ze zmartwieniem. 
- Carla-chan, czy wszystko z tobą...
- Tak, tak, czuję się wspaniale - uśmiechnęła się sztucznie, po czym z trudnością trzymała język za zębami. Białowłosa powoli wyjaśniała jej cel misji i nagrodę za nią. Owszem, misji. Zadania, na jakie miała się wybrać z nieznanym jej osobnikiem. Pomijając oczywiście fakt, że nie potrafi robić żadnych czary, mary i jest tu całkowicie zbędna. Westchnęła, biorąc od dziewczyny kartkę i oddalając się prawie, że natychmiastowo. Miała wielką ochotę krzyczeć, lecz nie chciała wyjść na jeszcze większą wariatkę, niż do tej pory.
- Pff, nie zależy mi na zdaniu innych - prychnęła, lecz zaraz pokręciła głową. Musi na moment przestać traktować gorszych od siebie, jak...gorszych od siebie. W tej chwili potrzebuje czyjejkolwiek pomocy z tym niemałym problemem. Najdziwniejsze, wszyscy zachowywali się, jakby nigdy nic. 
- Chyba poproszę Wen... - nie dane jej było dokończyć, gdyż ktoś się na nią rzucił. Przekoziołkowała z nieznanym osobnikiem na sam koniec gildii. Tak, będzie to odpowiednie miejsce na popełnienie zbrodni za taką zniewagę. 
Otworzyła ostrożnie oczy, spoglądając groźnie na siedzącego na nim czarnowłosego. Chwileczkę, skądś znała te rysy. Czy, to aby możliwe...
- Lily? 
W odpowiedzi tylko wyszczerzył się, a ona w mgnieniu oka zapragnęła złapać go za ogon i rzucić hen daleko.
- Aj, gdzie ty mnie łapiesz - odparł, zaraz się perliście śmiejąc. Tak, on raczej też nie miał ogona. Zorientowała się niestety dopiero po pełnym obmacaniu jego pośladków. 
- Złaź ze mnie - fuknęła, na co mozolnie się podniósł i podał jej rękę. Odrzuciła jego propozycje, wstając o własnych siłach. 
- Co się z tobą dzieje Car? 
- Nic się nie dzieje - odwróciła głowę, by zaraz ponownie posłać w stronę chłopaka pioruny - i nie nazywaj mnie tak!
Czy ten świat wywrócił się do góry nogami? Niczego nie rozumiała, a co bardziej, zachowania swojego przyjaciela. Lily jakiego znała był raczej zdystansowany i mniej sympatyczny od tego...czegoś. A, i jeśli chodzi o wygląd, tamten był kotem, ale to tylko taki nic nie wnoszący szczególik.
- No już, nie dąsaj się tak - szepnął dziewczynie do ucha swym pełnym radości głosem i co gorsza, klepnął ją w miejsce, gdzie ona bezczelnie wcześniej macała go. Jednak nie robił tego z pewnością, by upewnić się, czy ma ogon. 
- Ty... - w odpowiedzi zacisnęła pięść i celując prosto w twarz, wysłała go na drugi koniec sali. W miejsce, skąd ona prawdopodobnie przyleciała. Powolnym krokiem skierowała się za nim, cały czas mając wysoko uniesioną głowę. Mimo, że trochę urosła jako człowiek, to jednak nadal należała do tych "małych". 
- No nieźle Carla, ale ze mną nie masz szans! 
Dało się słyszeć krzyk napalonego Natsu, który oczekiwał od białowłosej pojedynku. Przewróciła oczami, zatrzymując swoje złote tęczówki, na osobniku stojącym samotnie w oddali. Nie mogła dostrzec jego twarzy, gdyż najnormalniej przysłaniał ją cień.
- Szykuj się na atak! 
Już całkiem zirytowana zachowaniem Salamandra, odwróciła się ponownie w jego stronę i...nie był to dobry pomysł. Chłopak widząc niepewność u dziewczyny, zgasnął równie szybko jak się zapalił. Jednak problemem okazało się dopiero lądowanie. 
- Zatrzymaj się! - syknęła, lecz nic to niestety nie dało. Spadł prosto na nią, a że dłonie odruchowo wystawił podczas lotu przed siebie, to też teraz spoczywały one na...
- Zabieraj te łapy! - kopnęła go, szybko zrzucając jego ciało ze swojego, a w szczególności ręce z piersi. Jednak myliła się myśląc, że ten dotyk może być równie przyjemny, kiedy robi to ktoś inny. 
Natsu podskoczył, zaraz unikając lecącej książki. 
- Haha, nic mi nie zrobiłaśśśś - ów lektura zawróciła, tym razem trafiając prosto w tył głowy smoczego zabójcy.
- 1:0 dla Carli - oznajmił zadowolony z przedstawienia Gray, popijając drinka. 
- Salamander będzie miał przez nią koszmary, gehee - zaśmiał się pod nosem Gajeel, na co dziewczyna się nagle ożywiła.
- Sen! No oczywiście - uderzyła pięścią w otwartą dłoń, jakby nagle odkryła, że włosy u człowieka nie rosną jedynie na głowie - na pewno to mi się śni. Zaraz się obudzę obok skacowanej Wendy, rozwalonej na podłodze. Potem będę jej robić wykład...
Obu magów spojrzało na nią z niezrozumieniem i lekkim przerażeniem. Nie zawracając sobie już tym głowy skierowała się do Wendy. 
- Wendy, pójdziemy już do domu? - zapytała najmilej jak tylko umiała. Mimo, iż była pewna, że śni, to nie mogła pozwolić sobie na naganne zachowanie. 
- A nie dostałaś misji od Miry? 
"Niech to szlag". Zapomniała o zadaniu, które powinna jednak zrobić, nim się przebudzi. W końcu bardzo chciała się dowiedzieć, kto ma jej towarzyszyć. Ponownie przybrała maskę, uśmiechając się do przyjaciółki i przytakując.
- Masz rację. Wiesz może z kim mam mieć tą misję.
- Z kim? Zawsze chodziłaś z Happym...
- Z Happym? - może i pisnęła troszkę za głośno.
- No tak, o zobacz, tam stoi. Pewnie na ciebie czeka - wskazała na nieznajomego, który już wcześniej zainteresował dziewczynę.
- Ch-chyba masz racje, widziałam go już wcześniej.
- Nie przywitałaś się Carlo, to niezbyt grzeczne. Proszę, zrób to teraz - odparła z tym swoim uśmiechem. Złotooka jedynie skinęła głową na odchodne. Musiała wszystko dokładnie przemyśleć. 
Z każdym krokiem wybierała inną opcje na rozpoczęcie rozmowy. Może jednak nie był to Happy?
"Dość tego". Na jej twarz wstąpił uśmiech jeszcze szerszy niż ostatnio.
- Ja, ty, misja, już - ponaglała, udając się szybko w stronę wyjścia. On pójdzie za nią i była tego pewna. W końcu Carla nigdy się nie myli. 
 Minuty mijały, a dwójka magów siedziała już dłuższy czas w jednym z przedziałów w pociągu, zmierzając w kierunku swojego celu. Dziewczyna była coraz bardziej podirytowana panującą tam gęstą atmosferą. Nawet dawny Lily bywał bardziej rozmowny od tutejszego Happiego.
- Po prostu powiedz, jeśli przeszkadza ci moje towarzystwo - białowłosa zdecydowała się przerwać ciszę i liczyła na to samo ze strony towarzysza. Doprawdy, jak bardzo może zmienić się zachowanie kota, który stał się człowiekiem. Westchnęła.
- Śmierdzisz rybą.
- Wypraszam sobie - prychnęła, krzyżując ręce - przecież ty uwielbiasz ryby!
Spojrzał na nią pierwszy raz od wyruszenia na misje, lecz minę miał podobną do większości magów. Pełne zdziwienie i niezrozumienie.
- Wiesz dobrze, że nienawidzę ryb.
- Ciekawe od kiedy... - mruknęła pod nosem, całe swoje zainteresowanie przenosząc na widoki za oknem. Miała nadzieję, że niedługo ta podróż dobiegnie końca... Inaczej oszaleje. 

  Jadąc na misje nie zapomniała zabrać ze sobą trochę prowiantu. Włosy wysoko związała, by w razie czego jej nie przeszkadzały. Od jakiegoś czasu szła za Happym, powoli zbliżając się do ciemnego lasu. Wszystko więc było w porządku. Tak przynajmniej myślała do czasu, aż nie stanęła przed swoimi przeciwnikami. "Jak mam niby walczyć" pomyślała lekko dobita, jednak nie pokazywała po sobie strachu. Co to, to nie. 
- Osłaniaj mnie - usłyszała, po czym mogła już tylko obserwować, jak przy kostkach wyrastają chłopakowi białe skrzydła, a dwa miecze materializują się w jego dłoniach. No tak, w końcu ona też ma skrzydła! Wyprostowała się, czując jak powoli się wznosi. A jednak nie do końca, gdyż w szybkim tempie znalazła się ponownie na ziemi.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie widać? Próbuję latać! - wykonała te same ruchy, lecz znów skończyło się z twarzą na ziemi. 
- Nie wygłupiaj się, tylko skacz! - krzyknął niebieskowłosy, by następnie rzucić się na dwóch zbirów. Dla niej pozostał jeden dosyć drobny i niski. Bez zastanowienia zgięła kolana i wyskoczyła do góry. Nie przewidziała tego, że wzbije się tak wysoko. Ziemia lekko się zatrzęsła, co również nie wróżyło niczego dobrego. Postarała się wylądować jak najdelikatniej.
- Różdżka!
- Co?
- Użyj różdżki!
- Ah, no jasne - wypięła dumnie pierś, lecz zaraz szybko zrzedła jej mina - jakiej różdżki do cholery?!
I właśnie w tej chwili zmaterializował się w jej dłoni długi, metalowy patyk, na którego czubku widniała fioletowa gwiazda. Przy dowolnym ruchu, ciągnęła się za nim błękitna poświata. Zdezorientowana przyglądała się przedmiotowi nadal nie wiedząc w jaki sposób może on jej służyć.
- Carla!
Spojrzała na niebieskowłosego, po czym zacisnęła palce na różdżce, a kąciki jej ust delikatnie powędrowały ku górze. 
- Już się o nic nie martw. Pomogę ci kocurze - odparła, wzbijając się wysoko w niebo. Okręciła się wokół własnej osi i podrzuciła magiczny patyk niczym batutę. 
- Aktywacja! 
Zręcznie złapała przedmiot i wyciągnęła go jak najdalej przed siebie. Różdżka zaczęła mienić się różnymi kolorami, aż w końcu cała jej moc zawarła się na samym czubku, w owej fioletowej gwiazdce. 
- Super moc Carly! 
Po chwili wystrzelił fioletowy płomień. Niestety jego zakres mocy nie przekraczał kilku centymetrów, dlatego parę sekund później całkiem zniknął z mocniejszym powiewem wiatru.
- Że co? Co to ma być za badziewna moc! - krzyknęła wściekła dziewczyna, a żyłka na jej czole pulsowała. Nie zauważyła nawet, że wylądowała na stosie niezbyt stabilnych skał. Widząc to wszystko Happy, nie mógł powstrzymać chwilowego zdezorientowania. Jednak szybko powrócił do siebie...
- Uważaj!
- Huh? - zdziwiona patrzyła jeszcze przez moment na jego przerażoną twarz, aż w końcu zdała sobie z czegoś sprawę.
- Aaaaaa! - krzyknęła, co tylko spotęgowało trzęsienie się ziemi - to nieprawda, że koty spadają tylko na cztery łapy!
Powoli zaczęła obsuwać się ze skały. W jednej chwili poczuła jak leci w dół, a przed jej oczami widniała tylko ciemność. Czy tak miała właśnie skończyć? Czy może w końcu się przebudzi... Zacisnęła powieki, lecz ostatecznie nie poczuła żadnego bólu. Czyżby jednak ta teoria z kotami sie sprawdzała? Eh, ale w końcu była już tylko człowiekiem, więc co mogło ją uratować?
- Mówiłem byś uważała - słyszała jak prycha, a jego ręce zaciskają się wokół jej tali.
 Nie wiedząc czemu, policzki jej przybrały kolor purpury. Zapragnęła w tej chwili jednego i była gotowa, aby to pragnienie spełnić. Objęła go bardziej, przez co lekko zakłopotany na nią spojrzał. Wykorzystała to, przysuwając się jeszcze bliżej, aż ich nosy prawie się ze sobą stykały. W ostatniej chwili kiedy wargi jej, jak i jego się przysuwały, on gwałtownie się odsunął.
- Co jest? Wolisz chłopców? - oczywiście i w tym przypadku szczerość u białowłosej to podstawa. Szczególnie, że nie mogła zrobić tego, co tak bardzo ją kusiło.
- Co? Nie, nie...po prostu... Wciąż śmierdzisz rybą.
- Hee?!
"Do cholery jasnej, Wendy!" przeklęła w myślach przyjaciółkę, zaraz jednak wzdychając, pokręciła z aprobatą głową. Spojrzała na niego z iskierkami w oczach.
- Jeśli wciąż będę mieszkać z Wendy. I jeśli ty będziesz ze mną... To sprawię, że pokochasz ryby - nie dając mu dojść do słowa, przyciągnęła niebieskowłosego do siebie, łącząc ich usta w pocałunku. "No nareszcie".

 I może jednak to nie jest sen. Hmm, i może to było zawsze jej prawdziwe życie. A halucynacje i zaniki pamięci... No cóż, to już sprawka ryby.


~*~


 Jestem prze szczęśliwa, gdyż laptop działa już bez zarzutów, a one-shoty produkują się w mojej głowie all day and all night. ^^ Mogę przyznać, że mam już nawet pomysł na Natsu i Chleb, jednak sama się zaczynam przez to obawiać swoich myśli.
One-shot za nami. Dedykuje go Miyu. Mam nadzieję, że po tej przerwie się nie pogorszyłam. Przyznaję, to była chyba najtrudniejsza dla mnie do napisania para na zamówienie. Dlatego też zwierzętom na razie mówimy nie. Tak samo po napisaniu wspaniałego one-shota o wspomnianym wyżej paringu, Natsu i Chlebie, również na razie odpuszczę sobie takie. Ludzie no, komedie, dramat jeszcze by, ale normalnie pornola? Serio? xD
 Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i dziękuję za wytrwałość. ^^

Ps: Wiem, że obrazek nie oddaje do końca charakterów postaci w tym opowiadaniu (m.in. Happiego), to jednak musiałam go wstawić. Jest taki słodki. :>

2 komentarze:

  1. Czyżbym była pierwsza ?...Super shot.Carla i ryba.No nie powiem, to było komiczne.A na tym obrazku oni wszyscy byli TACY piękni !A Lily to normalnie jak jakiś bisz z biszołnena !

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa... zgadzam się - to było piękne ;) Przecudowne, po prostu cudo <3 Dziewczyno, ale ty masz wyobraźnie ^^ Nie no kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń