środa, 7 maja 2014

NatsuxLucy "Nasz mały sekret, małe czary-mary"


"Naj­ważniej­sze spot­ka­nia od­by­wają się w duszy, na długo przed tym, nim spot­kają się ciała"

 Od rana zapowiadało się na kolejny słoneczny dzień. Delikatny wietrzyk poruszał raz po raz dzwoneczkami zawieszonymi przed drewnianymi drzwiami. Wyróżniały się one swoją niecodzienną barwą, gdyż w Magnoli rzadko można było spotkać właśnie takie, koloru fioletowego. Jednak istniało coś, co dziwiło jeszcze bardziej mieszkających niedaleko ludzi. Otóż z komina dość często wydobywał się kolorowy dym, a czasami dało się nawet słyszeć wybuch. Lecz dom jak stał, tak robił to dalej bez jakichkolwiek uszkodzeń. Może właśnie dlatego większość mieszkańców wolało wybrać dłuższą drogę, niż przechodzić tuż obok owego budynku.
 W środku - co zapewne wielu by zdziwiło, panował porządek. Każda miotełka ułożona w równym odstępie od siebie, dokładnie wyczyszczona. Słoiki z przeróżnymi maziami stały wysoko na półce, odpowiednio posegregowane, tak by przypadkiem gałki oczne nie połączyły się ze skrzydłami nietoperzy. Wnętrze trochę wyróżniało się na tle innych mieszkań, a wszystko dopełniał jeszcze wielki garnek stojący na środku salonu i jedna znudzona czarownica.
 - Ehh - dało się słyszeć westchnięcie pochodzące z wcale niepomarszczonych ust. Kto powiedział, że musi ona być stara? W tejże chwili była nadzwyczaj zmęczona monotonnością świata. Nic ciekawego nie działo się odkąd przemieniła księcia w żabę. Niestety jego żywot był krótki, jednak czego miała się spodziewać po okazie ludzkim? Potrzebowała kogoś o większej sile, który zniesie wszystko i ostatecznie przeżyje te parę lat dłużej. Wsadziła niesforny czerwony kosmyk za ucho, sprawdzając zaraz czy nie uszkodziła lakieru na paznokciach. Nieumyślnie na jej twarz wtargnął uśmiech. Lakier nie mógł się zmazać, w końcu był magiczny.
 Sięgnęła po książkę i usiadła wygodnie na dość mocno trzeszczącym i bujanym krześle. Od dziecka lubiła takie starocie. Przeglądała kolejne strony, aż w końcu zatrzymała wzrok dłużej na dwóch zdaniach.

"W każdym sercu znajduje się cząstka magii. 
Jednak tylko ci, którzy potrafią nad nią zapanować są zwani magami".

 Podskoczyła wraz z krzesłem, a nad jej głową zaświeciła się nagle żarówka. To oczywiste, od początku potrzebowała maga. Poczuła jak brzuch zaczyna ją boleć z podniecenia, a świat wokół jakby staje się jeszcze bardziej kolorowy niż zazwyczaj.
 - Tak, koniec z nudą! - krzyknęła, unosząc ręce do góry. Wstała i skacząc od jednej półki do drugiej, brała co róż jakieś flakoniki z płynami o różnych kolorach. Odstawiała je później na mały stolik stojący tuż pod oknem i odliczała na dłoniach, co takiego mogłaby zrobić tym razem.Zatrzymała się, spoglądając z przymrużonymi oczami na składniki.

 - Zamiana w zwierzę? - pokręciła głową - nie, to było ostatnio.
Zabrała ogon jaszczurki i nie mogła powstrzymać się przed odgryzieniem końcówki. Co poradzić, kochała to równie bardzo, jak czekoladę produkowaną przez ludzi. Odwróciła się i zrobiła krok w przód, lecz zaraz ją coś zatrzymało. Głośny huk wydobył się tuż za plecami czerwonowłosej, a później z kolei dźwięk tłuczonego szkła. Zaskoczona spojrzała za siebie, a zielone tęczówki zatrzymały się na dwójce ludzi. Nie - zauważyła znaki na ich ciele, które jak najbardziej znała - to na pewno nie byli ludzie.
 - Ah, Magowie! - zaświergotała, nie zważając na to, że ściana jej domu została doszczętnie rozwalona.
 - Zapłacimy za to - różowowłosy wyszczerzył się od ucha do ucha, na co jego towarzyszka jęknęła.
 - Mój czynsz....
Ku zdziwieniu blondynki czarownica zaśmiała się i wcale nie wyglądała na złą. Klasnęła, wskazując na nich palcem.
 - Nie potrzebuje pieniędzy, już wystarczająco mi się odwdzięczyliśmy.
Oboje zdziwieni spojrzeli na siebie i dopiero wtedy zauważyli, że są w wielu kolorach tęczy. Wszystkie flakoniki rozbiły się, rozpryskując zabarwioną ciecz właśnie na dwójkę magów.
 Kiedy Lucy wydzierała się na przyjaciela, szkarłatnowłosa przecierała dłonie. Musiała odczekać jeszcze tylko chwilę.
 Tik, tak.
 - Rozwaliłeś pół miasta idioto!
 Ti tak.
 - I do tego zniszczyłeś ścianę tej niewinnej kobiecie!
 Ti tak.
 - Baaaaka!
"Bingo" pomyślała czarownica, kiedy tylko usłyszała kolejną obrazę skierowaną do Natsu z ust...Natsu. Zakręciła się wokół własnej osi, kiedy Lucy w ciele chłopaka zakryła sobie dłońmi usta.
 - Aaa, jest dwóch mnie! - krzyknął przestraszony, a zarazem podniecony Salamander.
 - O-o co tu chodzi? - blondynka spojrzała ze zdziwieniem na swoje wielkie dłonie, tak bardzo różniące się od tych poprzednich. Chwyciła małe lusterko, a widząc w nim nie należące do niej odbicie zamarła. Jak to możliwe, że wyglądała jak jej przyjaciel? Poczuła nagle pieczenie w gardle, którego nie odczuwała nigdy wcześniej. Nie tylko przypominała chłopaka, ona nim po prostu była z zewnątrz, jak i w środku. 
 Chichot czarownicy zwrócił na nią ich uwagę. Nic sobie z tego nie robiąc, nadal śmiała się uradowana, że jej eksperyment się powiódł. Był to dopiero początek świetnej zabawy, a wszystkie atrakcje zapewni czerwonowłosej owa dwójka magów.
 - Kim właściwie Pani jest? 
 Kobieta spojrzała na maga, w którego ciele znajdowała się teraz wróżka. Powstrzymała się od kolejnej salwy śmiechu, po chwili odkaszlując.
 - Jestem Miyu, niezbyt znana w tych stronach czarownica. Dodam, że bardzo szybko się nudząca. Miałam zamiar wypróbować na kimś moje nowe eliksiry, a wy cóż...sami do mnie przyszliście - kończąc, zakręciła się wokół własnej osi, posyłając im następnie szczery i ładny, jak na wiedźmę uśmiech. Lucy szybko skojarzyła pewne fakty.
 - Czy to Pani wysłała do gildii Fairy Tail misje z rozszyfrowaniem starożytnego pisma?
 - Huh? - przyjęła pozę myśliciela, zaraz uderzając pięścią o otwartą dłoń. - Ah, nie, to była moja kuzynka. Ja wolę mieć bliższy kontakt z ofia...to znaczy z ludźmi.
 Przy głowach przemienionej dwójki można było dostrzec charakterystyczne krople. Salamander westchnął i łapiąc nadgarstek Lucy skierował się do wyjścia... W tym przypadku byłą to zrobiona przez nich dziura.
 - Natsu?
 - Ostatnio pomogła nam Levy prawda? Nie wiadomo ile mamy czasu.
 Słowa chłopaka bardzo ją zdziwiły. Nie spodziewała się, że w takiej sytuacji będzie mógł zachować spokój. Znała go już dosyć dobrze, by tylko czekać, aż wybuchnie i wpadnie na coś głupiego. Tym razem jednak było inaczej.
 - Hoho, nie musicie się niczego obawiać, to inny rodzaj czarów od tego, z którym się już spotkaliście. 
 Oboje zmarszczyli brwi, spoglądając znów na sprawczynię całego wydarzenia. Bo w końcu rozwalenie ściany i rozbicie flakoników zdecydowanie nie czyniło ich winnymi.
 - Co Pani ma na myśli?
 - Zaklęcie działać będzie tylko do rana, gdyż wylaliście na siebie niewielką ilość eliksirów... No i też jesteście magami, to zmienia całkiem postać rzeczy.
 Zerknęli na siebie, jakby nadal nie rozumiejąc wielu rzeczy. Czerwonowłosa zdecydowała się zdradzić im więcej szczegółów.
 - Zwykli ludzie już by umarli.
 - C-co? Ale jak to... - nim Heartfilia skończyła, przerwał jej śmiech czarownicy. Wytarła łzy z kącików oczu, przy tym z trudnością łapiąc oddech. 
 - Tylko żartowałam - rzekła, a na twarzach dwójki przyjaciół dało się dostrzec ulgę. Nie zwlekając dłużej, podeszła do nich, po czym wypchnęła ich przez dziurę. Nie myślała o niej w ogóle. Teraz w jej głowie siedzieli magowie oddalający się powoli w stronę swojej siedziby.
 - I pamiętajcie, nie można o tym nikomu mówić. Nikomu!  
 Zachichotała, odgarniając z czoła czerwone kosmyki. Zabawa dopiero się zaczynała.

~*~

 Dwójka magów zmierzała właśnie do gildii. Z każdym krokiem żołądek podchodził Lucy do gardła, do tego czuła jakby całe jej ciało się od środka paliło. Można powiedzieć, że właśnie tak było. Spojrzała na idącą obok siebie własną kopię, której chwilowym właścicielem był różowowłosy. Westchnęła, wiedząc, że pozostaną tak aż do rana. Dodatkowo fakt, że było dopiero popołudnie jeszcze bardziej ją załamywał.
 - Wyprostuj się - mruknęła spoglądając na niego złowrogo. Otworzył usta, lecz zaraz je zamknął, robiąc to o co prosiła. Lekko to blondynkę zdziwiło.
 Zatrzymali się przed wielkimi drzwiami, jednak przed pchnięciem ich powstrzymała chłopaka dłoń Heartfili.
 - Starajmy się nie zwracać na siebie uwagi.
 Przytaknął, nadal milcząc, co znów w pełni różniło się od jego zachowania na co dzień. Czyżby się zmienił w tak krótkim czasie? Weszli do gildii, gdzie powitała ich fala krzyków i śmiechów. Przez moment zapomnieli o tym dziwnym wydarzeniu, czując ciepło na sercach. To przecież był ich dom. 
 - Hej, ty mrożonko, chodź walczyć! - To jedno zdanie wystarczyło by Lucy pobladła, oczywiście nadal będąc w ciele przyjaciela. Jak mogła wierzyć w jego przemianę. "Taak, nie robić zbędnego zamieszania" przeszło jej przez myśl, po czym z głębokim westchnięciem skierowała się w stronę baru. Przez całą drogę czuła na sobie spojrzenia innych. No cóż, jak tu się nie dziwić, skoro najbardziej hałaśliwy członek gildii zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, natomiast w pewnym stopniu łagodna dziewczyna teraz pragnęła bez żadnego powodu walczyć. Usiadła na stołku, z impetem uderzając głową o blat. Jeszcze tylko parę godzin i znów będzie mogła wrócić na swoje miejsce. Cieszyła się, że przynajmniej ogień nie wylewał się z niej, tylko krył bezpiecznie w ciele smoczego zabójcy. Nie chciała przecież zrobić nikomu krzywdy, nie to co Natsu, który chyba się trochę zapomniał. Tylko trochę.
 - Lucy? - zdziwiony mag lodu unikał ciosów dziewczyny z wysoko uniesionymi brwiami. Czyżby zrobił ostatnio coś, co wpłynęło na zachowanie przyjaciółki? Zastanawiał się, kiedy został odepchnięty na jedną ze ścian. Nie, nic takiego nie miało miejsca, więc dlaczego...
 - Szykuj się draniu! 
 Spojrzał w górę na lecącą wprost na niego Heartfilię. Nie mógł jej zaatakować, pozostała mu tylko obrona. 
 Natsu natomiast nie myślał o tym, czy zrani Graya. Pragnienie walki przezwyciężyło wszystko inne. Wyciągnął przed siebie rękę i dopiero po chwili zauważył, że nie płonie ona ogniem. Widnieje na niej również znak gildii. "Lucy...". Zdezorientowany zrezygnował z ataku, spadając prosto na Fullbustera.
 Wokół nich zdążyło zebrać się parę osób. Jedni patrzyli ze zdziwieniem, innych to po prostu rozbawiło. Była też i taka osoba, której zazdrość z każdą sekundą rosła.
 - Rywalka w miłości - syknęła, gryząc ze zdenerwowania chusteczkę. Bowiem widziała właśnie przeciwniczkę, leżącą na jej ukochanym, a ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko. 
 - Nic ci nie jest, Lucy? - szepnął mag lodu, wkładając jeden z jasnych kosmyków za jej ucho. Ona dotknęła niepewnie jego policzka, a ich twarze coraz bardziej się czerwieniły. 
 - G-gray... - powoli zbliżali się do siebie, łącząc ostatecznie w namiętnym pocałunku. 
 - Nie!
 Krzyk deszczowej kobiety zainteresował większość magów. Mira podeszła do niej, kładąc następnie ręce na jej ramionach.
 - Juvia, czy wszystko w porządku?
 Nie odpowiedziała. Spojrzała tylko w kierunku owej dwójki, lecz to co zobaczyła nijak miało się do wizji sprzed chwili. Magowie wcale się nie całowali. Niemal od razu po upadku jasnowłosa odskoczyła od Graya i kopała go, używając wielu nieprzyjemnych słów. 

 Prawdziwa Lucy zacisnęła pięści, mając ochotę wziąć łopatę i wykopać grób dla swojego klona. Z pewnością zachowanie przyjaciela nie będzie wzbudzać w nikim żadnych podejrzeń. Zdenerwowana czuła, jak żyłka na jej czole pulsuje. Gdyby to z nią Natsu zazwyczaj walczył, spokojnie mogłaby teraz uciec się do przemocy.
 - Hej, Natsu, czy coś się stało? - uniosła głowę i zobaczyła wpatrującą się w nią Lisannę. Nie miała pojęcia w jaki sposób on z nią rozmawiał. Skinęła głową, lecz to nie wystarczy. Musiała coś wymyślić. 
 - Wieesz, ja i Lucy próbujemy się naśladować, by lepiej się rozumieć.
 Białowłosa uniosła jedną brew do góry. "Zbyt mądrze? Więc co teraz..." myślała gorączkowo Heartfilia, nie wiedząc jakie dalej poczynić kroki. Lecz ku zdziwieniu Lucy, młodsza Strauss po chwili się uśmiechnęła.
 - To dobrze, martwiłam się o Ciebie - odparła, delikatnie się rumieniąc. Powoli zaczęła zbliżać się do dziewczyny uwięzionej w ciele Salamandra. Gdy była już na tyle blisko, by móc ucałować policzek chłopaka, Lucy nagle przekręciła głowę. Wywołało to między innymi to, że usta obu złączyły się ze sobą.

 Tkwiła tak chwilę w bezruchu, nie wiedząc do końca co się dzieje. Poczuła na swoich ustach ciepło, lecz nie trwało to długo. Zaraz mogła dostrzec na twarzy Lisanny rumieńce, zaś w jej oczach zmieszanie. "Co ja narobiłam?" pomyślała, kładąc dwa palce na swoich wargach. Nie, one nie należały do niej... Kątem oka spojrzała na Natsu, a ich oczy się spotkały.
 - Hej, co ty robisz mojej małej siostrzyczce! To nie jest męskie!
 Nie czekając na nic wybiegła z gildii. Gdzie miała się udać? Łzy powoli zamazywały jakikolwiek widok na świat.

~*~

 "Lucy"
 Opuścił budynek gildii wciąż czując na sobie wzrok niebieskowłosej. Przełknął ślinę, ta dziewczyna naprawdę potrafiła być straszna.
  Szedł przed siebie już nie jeden raz potykając się i lądując na ziemi. Kiedy znowu piasek wleciał mu do nosa, oczu i Bóg wie gdzie jeszcze nie wytrzymał. Zdjął z nóg buty liczące w górę zdecydowanie za dużo. No cholera, jak można chodzić w czymś takim? Toż to niewygodne, nie mówiąc o tym, że w dziwny sposób wykrzywiało mu stopy. Westchnął, ciskając nimi za siebie. Coś z tyłu chlupnęło. Mówi się trudno, Lucy miała ich całą szafę.
 Nagle zesztywniał, przypominając sobie o dziewczynie. Miał jej poszukać, a nie narzekać na niewygodne obuwie. Rozejrzał się, po czym ruszył biegiem. Teraz szło mu o wiele lepiej.

 Z każdym kolejnym krokiem był co raz bliżej domu przyjaciółki. Lecz co zrobi jak już tam dotrze? Nie rozumiał zazwyczaj wielu rzeczy, tak też było tym razem. Dlaczego Lucy zachowała się w taki sposób po incydencie z białowłosą? Przecież to nie było jej ciało. Białowłosa pocałowała jego.
 - Lu~cy!
 Usłyszał dobrze znany mu głos, lecz zareagował dopiero z opóźnieniem. Zapomniał, że dla innych był teraz magiem gwiezdnych duchów. I tak musiało zostać, przynajmniej do rana.
 Odwrócił się, widząc nadchodzącego Stinga - dziw, bez swojego małego exceeda u boku. Był ciekaw, czego dawny nieprzyjaciel chciał od dziewczyny.
 - Hej Lucy, widziałaś może Pana Natsu? - uniósł dłoń w powitalnym geście, szeroko się uśmiechając. Salamander cicho westchnął, z trudem utrzymując za zębami "idioto, przecież to ja".
 - Właśnie do niego idę.
 Na twarzy Eucliffa pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, jakby co najmniej obiecano mu z nieba gwiazdkę.
 - To świetnie, pójdę z tobą - przymknął powieki, łapiąc się po bokach. Na to stwierdzenie Natsu zmarkotniał.
 - Nie.
 I jakby nigdy nic, ruszył przed siebie zostawiając w tyle nadal rozpromienionego maga gildii Sabertooth. Jednak to nie zniechęciło natręta. Po chwili dołączył on do różowowłosego, który z miną męczennika ignorował kolejno zadawane mu pytania. Oczywiście nie umknęło uwadze Stinga, że jego tymczasowy towarzysz nie posiada butów.

 Przemierzali kolejno uliczki Magnolii w kompletnej ciszy. Jasnowłosy w końcu się uciszył, co Natsu skwitował westchnieniem ulgi. Z daleka widzieli gildię tak bliską sercu jednego z nich. Jednak bose stopy dziewczyny dalej wędrowały w nieznane, nie zatrzymując się przy wielkich drewnianych drzwiach. Sting najwyraźniej się zdziwił, zaraz stając i łapiąc ją za ramię.
 - Nie idziemy do gildii?
 - Em, nie, idziemy do Lucy - widząc jego uniesione brwi, zaraz się poprawił - to znaczy do mnie!
 Kiedy chciał ruszyć, ponownie zatrzymała go silna ręka blondyna. Gdyby tylko był w swoim ciele skopałby mu cztery litery. I na tym zapewne by się nie skończyło...
 Podczas planowania przez Natsu śmierci jego rozmówcy, ów ofiara zalała go nowym gradem pytań. Tylko parę z nich dotarło do uszu smoczego zabójcy, a jeszcze mniej zostało przez niego zrozumianych.
 - Lucy, dlaczego Pan Natsu przesiaduje u Ciebie?
 - Huh?
 Uniósł głowę, spoglądając w błękitne niebo. Dlaczego właściwie przesiadywał tyle czasu u dziewczyny? Miał swój i Happy'ego dom, miał także gildię. Począł się nad tym zastanawiać i dopiero szturchnięcie przywróciło go do rzeczywistości.
 - Lubi ten dom... i często tam śpi - odparł nieporadnie, drapiąc się po głowie. Przed oczami stanęła mu twarz Lucy. Uwielbiał na nią patrzeć, szczególnie, kiedy zdobił ją ten piękny uśmiech. Mimowolnie poczuł jak kąciki jego ust unoszą się do góry. To dzięki niej czerpał z życia aż tyle radości.
 - Bardzo lubi przebywać z Lucy - dodał lekko rozmarzony, już nie zwracając uwagi na to, że znów wypowiedział jej imię. Lecz Sting również na to nie zareagował. Zaskoczony wpatrywał się we wróżkę, po chwili niepewnie pytając.
 - Czy coś was łączy?
 Brązowe oczy spojrzały na niego niezrozumiale, więc spróbował nieco inaczej.
 - Czy Lucy kocha Pana Natsu?
 "Czy Lucy mnie kocha?" pomyślał, a jego oczy się rozszerzyły. "Czy ja kocham Lucy?". Twarz Salamandra pokryła się szkarłatem, a serce nagle zabiło mocniej. Gwałtownie spuścił głowę, kręcąc nią raz w prawo, raz w lewo.
 - Jesteśmy przyjaciółmi! - wykrzyczał, przez co wielu przechodnich spojrzało na niego ze zdziwieniem, bądź oburzeniem.
 Co właściwie znaczy kochać? Czy darzył tym uczuciem dziewczynę? Nie mógł tego zrozumieć, lecz coś w środku nie dawało mu spokoju. Czuł jakby serce miało zaraz wyskoczyć mu z piersi. Kątem oka spojrzał na Stinga i zaraz tego pożałował. Bowiem patrzył na niego w sposób, w jaki nie spoglądał na nikogo wcześniej. Nie czekając na nic chwycił rękę Heartfili, co natomiast odczuł nie kto inny jak Natsu.
 - Co do...
 - Skoro nie masz nikogo na oku -  przerwał różowowłosemu, muskając ustami wierzch drobnej dłoni dziewczyny. - To może...
 Dragneel szybko pojął, co takiego miał na myśli jego towarzysz. Gwałtownie się wyrwał i słynnym "kopniakiem Lucy" posłał go na pobliską ścianę. Stracił już wystarczającą dużo czasu na znalezienie przyjaciółki, dlatego też od razu ruszył biegiem do jej domu.

 Czy musiał właśnie w taki sposób reagować na zaloty Eucliffa? Zmarszczył brwi, przypominając sobie to zdarzenie. I tak by go uderzył, tak dla zasady. Szczególnie, że dzisiaj bardzo go denerwował...
 Jednak kiedy przypomniał sobie, że był w ciele blondynki coś w nim drgnęło. Nie mógł pozwolić mu jej dotykać. Nikomu nie mógł na to pozwolić.
 - Lucy - szepnął, zatrzymując się przed sporawym budynkiem. Spojrzał w górę, mając nadzieje, że okno będzie otwarte. Tym razem także się nie przeliczył.
 - Lucy! - zawołał, będąc już prawie na miejscu. Wskoczył do tak dobrze znanego mu pokoju, a jakiekolwiek słowa ugrzęzły mu w tym momencie w gardle. Zobaczył swoją sylwetkę, siedzącą do niego tyłem na łóżku. Głowę miała pochyloną, a jej ramiona drgały.
 - Lu...cy.
 Postać słysząc swoje imię wzdrygnęła się. Jednak nie zamierzała odwracać się w stronę przybyłego. Trwała tak dalej, czekając na jakikolwiek ruch chłopaka.
 - Lucy...
 - Kochasz Lisanne?
 To pytanie sprawiło, że ponownie stanął w miejscu. Nie otrzymując odpowiedzi dziewczyna bardziej spuściła głowę.
 - Przepraszam, nie powin...
 - Kocham ją - wtrącił się z pełną powagą, przez co oczy jasnowłosej znacznie się rozszerzyły. Zaraz jednak napełniły kolejnymi łzami.
 - Ale Ciebie też kocham, Lucy.
 Odwróciła się gwałtownie. Nie spodziewała się takiego wyznania. Jak i tego, że podejdzie bliżej i obejmie ją, pozwalając się wypłakać. 
 - Jednak siostrzaną miłością darzę tylko...
 Nie wiedząc dlaczego, począł robić się senny. Nie minęło wiele czasu, a upadł na ziemie.
 - Natsu! 
 Przylgnęła do niego, zanosząc się szlochem. Jednak po chwili i ona niespodziewanie zasnęła.

 W pokoju unosił się pył, dzięki któremu owa dwójka pogrążyła się w śnie. Kto był tego przyczyną? Osoba, która właśnie zgrabnie wskoczyła przez okno i przyglądała się z uśmiechem magom. 
 - Dziękuję za zabawę, było naprawdę cudownie - szepnęła, grzebiąc w kieszeni od sukienki. Wyjęła swoją różdżkę i kierując jej koniec w ich stronę, wypowiedziała odpowiednie zaklęcie. Ciało Natsu zaświeciło, po czym wydobyła się z niego dusza kształtem przypominająca Lucy. To samo przydarzyło się z ciałem Heartfili. Po chwili powróciły one do swoich prawowitych właścicieli. 
 - No i po wszystkim, żegnajcie przyjaciele. 
 Po tych słowach czarownica raz na zawsze zniknęła z pamięci mieszkańców Magnolii, zostawiając tylko nikłe wspomnienia dwójce magów. Jej przygoda tutaj się zakończyła, czas zabawić się z innymi w jakimś chłodniejszym kraju.

~*~

 Otworzyła powoli oczy, czując na sobie niespotykany ciężar. Już miała podnosić głos, kiedy zobaczyła różowe kosmyki zasłaniające twarz jej przyjaciela. Wspomnienia z wczoraj wróciły z zawrotną prędkością, przez co zebrało jej się na łzy. Nie potrafiła nad tym zapanować. Kochała go, w końcu się z tym pogodziła. Jednak on...
 - Lucy.
 Jednak on kocha...
 - Luucy.
 Kocha inną. 
 Poczuła nagle ciepło na ustach, a po chwili leżąca na niej osoba odskoczyła.
 - N-natsu?
 - Myślałeś, że nadal śpisz - zaśmiał się, próbując ukryć zmieszanie. Usiadła, próbując spokojnie oddychać. On ją pocałował.
 -  Pamiętasz twoje wczorajsze pytanie? 
 Na myśl o tym, zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Spuściła głowę, lecz smoczy zabójca złapał delikatnie jej podbródek by spojrzała mu w oczy.
 - Pamiętasz? 
 Skinęła głową z trudnością, ze względu na to, że ją trzymał. Nie była w stanie niczego powiedzieć. Ten gest musiał mu wystarczyć.
 I wystarczył. Ponieważ po chwili uśmiechnął się tak jak miał w zwyczaju i ponownie złączył ich usta, tym razem na dłużej. 
 - Siostry bym tak nie pocałował - wyszeptał prosto do ucha jasnowłosej, a ona pierwszy raz zapłakała nie ze smutku, lecz ze szczęścia.

~*~

 Żadne słowa nie będą w stanie opisać tego jak bardzo zawiodłam. To, że napiszę przepraszam nie odda tego co czuję, jednak co mi innego pozostało? Przepraszam wszystkich, którzy czekali na jakikolwiek znak ode mnie...że jeszcze tu jestem. Uśmiechałam się, gdy widziałam, że coraz więcej osób staje się moimi czytelnikami, jednak...wciąż czułam smutek, że nie możecie w zamian otrzymać czegoś ode mnie. Ten wpis jest jednym z zamówień. Dedykuję go Megi Brown. Wiem, że musiałaś czekać bardzo długo. Każdy musiał i jak już pisałam, żadne słowo mnie teraz nie usprawiedliwi. Po prostu zawiodłam i jedyne co mogę robić to dodawać kolejne wpisy.
 Mój drugi blog także żyje, nie umarł. Miałam dodać dwa rozdziały, lecz laptop znowu oszalał. Kiedy je tylko ponownie przepisze z zeszytu, to wstawię.
 No cóż, to chyba wszystko. Naprawdę mi przykro i rozumiem to, że możecie być na mnie źli. Kto by nie był, heh. Tak więc...do następnego moi drodzy. T^T

3 komentarze:

  1. Grunt, że wróciłaś :) Shot bardzo udany i ładny, czekam Ci ja na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kaludiusz, nie, nie czytałam tego. Odbieraj ten telefon, nie mam zamiaru męczyć Cię opowiadaniem, tylko kufa odbierz -.-

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli jeszcze nie zauważyłaś na blogu...
    masz ode mnie nominację, ha! :D
    Powodzenia : 3
    http://snk-with-madi-and-claudy.blogspot.com/2014/09/m-n-liebster-award-po-raz-pierwszy.html

    OdpowiedzUsuń