piątek, 1 listopada 2013

LaxusxCana "Halloweenowy romans"


Witajcie! ^^
 Tak nagle się tutaj znalazłam z nowym one-shotem i w dodatku nie na zamówienie, za co mnie pewnie wiele osób "znielubieje", gdyż kolejka jest ogromna. T.T Jednak nie będę się rozpisywać, po prostu dodam na wstępie, że w tej pracy zawarte są sceny wdające się w kategorię +18! Mimo, że sceny są bardzo delikatne, bo właśnie takie miały one być, to jednak znajdują się tutaj i warto o nich wspomnieć. Nie wiem, czy jesteś czytelniku wrażliwy, czy jednak pełen podniecenia na tą wiadomość, więc powiadomienie z mojej strony było koniecznością. No nic, pozdrawiam wszystkich ciepło i zapraszam do czytania.

~*~


"Nie mów nic. 
Kocha się za nic. 
Nie is­tnieje żaden powód do miłości." 

 Był to kolejny dzień, który upływał w Magnoli prawie, że dokładnie tak samo, jak wszystkie poprzednie. Również monotonność dopadła magów. Jedni wracali z różnych misji, drudzy zaś na jakieś dopiero się wybierali. Ktoś powiedział coś, nim zdążył ugryźć się w język, inny niby od niechcenia kopnął siedzącą przed nim osobę i tak oto zaczęła się kolejna walka, w której zdecydowanie można było podzielić biorących udział na dwie grupy. Pierwszą stanowili ludzie mający ochotę na przepychanki, nie przyczyniając się przy tym zbytnio do ran, jakie odnosili pozostali. Nazywaliby się oni "Spokojnym lotosem" i mieliby pod swoją opieką prawie cały skład gildii. Drugą grupę, czyli "Największych debili", reprezentowali magowie wykazujący się ogromną siłą i jeszcze większą chęcią do walki. Wręcz rwali się do tego, by komuś dokopać. Byli tu i ci, których po prostu ktoś mocno wkurw...zdenerwował. A taką osobą był tym razem nie kto inni, jak Laxus Dreyar.

 - Natsuuuu! 
Po sali latały wszędzie błyskawice, robiące nie więcej szkód niż ogień smoczego zabójcy. Do tego wszystkiego dochodził również lód Fullbustera oraz miecze Erzy, tworząc razem wybuchową mieszankę.
 - Ojej - szepnęła Mira, kiedy dolna część jej sukienki została rozerwana, ukazując różową bieliznę. 
 - Siostrzyczko! 
Teraz i do walki wkroczył Elfman, jednakże skupiając się nie na przeciwnikach, a osobach, z których nosów właśnie wystrzeliła krew. 
 - Eh, nigdy się nie nauczą - mruknęła mag gwiezdnych duchów, ukrywając się wraz z Levi za ladą. Westchnęła, na co niebieskowłosa zachichotała.
 - Na swój sposób są zabawni - wodziła wzrokiem za pewnym smoczym zabójcą metalu. 
 W taki sposób minął im kolejny dzień i wydawać by się mogło, że już nic się szczególnego nie wydarzy. Nic bardziej mylnego. Wieczorem, kiedy gwiazdy świeciły już wysoko na nieboskłonie, do gildii Fairy Tail wparowała trójka shinigami z dużymi papierowymi torbami. Żwawym krokiem podeszła do nich Mirajane, trzymając miskę z różnymi łakociami.
 - Macie ochotę na cukierki? - zapytała, uśmiechając się od ucha do ucha.
 - Może innym razem Mira.
Bóg śmierci stojący po środku zdjął maskę z twarzy, a oczom wszystkich ukazał się Freed. Nie trzeba było długo się zastanawiać, żeby się domyślić, kto stoi więc obok. 
 - Wiesz, gdzie jest Laxus? - słysząc to, wskazała dłonią na barek, przy którym siedział poszukiwany przez nich osobnik. Wpatrywał się w kufel z piwem, mając już w głowie ułożony cały harmonogram na dzisiejszą noc. W razie czego, w płaszczu trzymał kartkę z planem, gdyby przypadkiem coś pominął. Jaka szkoda, że ktoś mu w tym wszystkim zawadzi.
 - Witaj Laxusie - odparł zielonowłosy, nadal nie zakrywając się maską. Dreyar odwrócił się do trójki przebierańców ze znudzonym wzrokiem. 
 - Co tym razem? 
 - Jak to, nie pamiętasz?
 - Czego znowu nie pamiętam? - zapytał zirytowany, przeczesując dłonią jasne kosmyki. Stojący po prawo shinigami o dość wyczuwalnych perfumach prychnął.
 - Dziś halloween, mieliśmy się wybrać w czwórkę i pozbierać cukierki.
 - Eee? - Laxus zrobił minę mówiącą jawnie, że nie miał pojęcia o co chodzi jego drużynie. Oczywiście, wiedział na czym polega to święto, ale nie przypominał sobie, aby miał się dzisiaj gdzieś wybierać.
 - Obiecałeś przecież - odparł Bickslow, a jego lalki powtarzały radośnie "obiecałeś". Smoczy zabójca podrapał się po brodzie. Obiecał...musiał być wtedy mocno pijany. 
 - Wiecie co, chyba sobie jednak odpu...
 - Nie! Laxusie, prosimy! - cała trójka przykleiła się do niego, a on nie mając teraz żadnego wyboru, jedynie westchnął. Skinął głową, czując jak powoli mokną mu rękawy. 
 - Bez beczenia! 
 - Hai!

 Tego dnia wielu ludzi, zdaniem Laxusa idiotów chodziło po domach sąsiadów bądź obcych, pokazując im swoje roześmiane i pomalowane twarzyczki tylko po to, by zgarnąć od nich jak najwięcej słodyczy. Blondyn uważał to święto za głupotę, lecz mimo wszystko uwielbiał straszyć przybyłych do gildii naiwniaków. Sam nigdy by się nie przebrał i nie robił wszystkich innych rzeczy, jakie uważał za zbyt głupie jak na niego.
 Dokładnie w tej chwili stał on przed domem jednego z magów Fairy Tail, otoczony trzema idiotycznymi shinigami, do których musiał się przyznawać. Wyglądałby podobnie, jednak po wielu groźbach i przeklęciach, w końcu udało mu się przekonać innych do założenia jedynie brązowego płaszcza, który nic się nie miał do jego ukochanych futer. Drzwi się rozwarły i przed drużyną stanęła córka jednego z najpotężniejszych członków gildii. 
 - Co za niespodzianka - uśmiechnęła się kpiącą w stronę ich mistrza, widząc z jakim poświęceniem stał tutaj i czekał na sowitą zapłatę w postaci cukierków.
 - Cukierek, albo psikus, hmm? - podeszła i zamruczała mu prosto do ucha, przez co lekko się wzdrygnął. Swoje zmieszanie postanowił jednak od razu ukryć, jak i powstały przed chwilą delikatny rumieniec. Odległość między nimi zwiększyła dopiero kosa zielonowłosego boga śmierci.
 - Oh, nie gadaj tyle Cana i daj cukierki - Bickslow wyciągnął niecierpliwie torebkę, stawiając ją tuż przed twarzą dziewczyny. Latające nad nim lalki powtarzały ciągle "cukierki", co dosyć irytowało stojącą obok Eve. Druga shinigami mruknęła coś pod nosem, wyginając się co rusz pod innym kątem.
 - Po co je ze sobą wziąłeś?
 - To oczywiste! Moje maleństwa świetnie przyciągają uwagę ludzi i mamy przez to więcej słodyczy.
 - Cóż, to lepszy pomysł, niż próby pokazania twojego seksapilu - dodał Freed, robiąc dłońmi charakterystyczny cudzysłów przy ostatnim słowie.
Brązowłosa niemal od razu zrobiła się cała czerwona, gotowa do wybuchu. Laxus jedynie przewrócił oczami, wzdychając. Wciąż nie mógł uwierzyć, że zaprzepaścił szansę straszenia dzieciaków przychodzących do gildii i porządnego napełnienia swego ciała procentami. Spojrzał kątem oka na Canę. Może jednak to ostatnie nie jest do końca wykluczone. "Ona zawsze będzie coś miała". Zebrał się w sobie, gotowy zapytać.
 - Masz...
 - Cukierki! Masz cukierki?!
 - Właśnie, pan Laxus też się już niecierpliwi - ponaglał ją zielonooki, a pozostała dwójka przytaknęła. Wróżka wzruszyła ramionami i zniknęła za drzwiami do domu. W tym czasie wielki Dreyar grzecznie zwracał swej załodze uwagę.
 - Uciszcie się barany! Rany, jak można człowieka tak osłabić psychicznie...
Evegreen prychnęła.
 - Zamiast zrzędzić spróbowałbyś bawić się tak dobrze jak my.
 - Ostatni raz dałem się namówić na coś...
 - Macie - to jedno słowo wystarczyło, aby czwórka magów zwróciła głowę w stronę przybyłej dziewczyny. Ich wzrok pokierował się na to, co Alberona trzymała w dłoniach, a cukierkami tego nazwać się nie dało. Laxusowi zaświeciły się oczy.
 - T-to nie cukierki - odparł zdegustowany Freed, kręcąc głową. Nim dodał coś jeszcze, dwójka jego przyjaciół ciągnęła go już do innych drzwi z dwiema butelkami pełnymi orzeźwiającego płynu. Machali na do widzenia zadowolonej Canie, zaś blondwłosy nadal stał w tym samym miejscu lekko zdezorientowany.
 - Czy to...
 - Wódka, taa. Najlepsze jednak zostawiłam dla nas - mrugnęła.
 - Dla nas? - z trudnością zachował powagę, by nie uśmiechnąć się chytrze. "No proszę, nawet nie musiałem pytać".
 - Chyba nie odmówisz kobiecie jednego, czy dwóch drinków?
Przejechała palcem wzdłuż jego klatki piersiowej i ściskając na końcu wędrówki policzek (każdy był pewien, że chodzi o policzek >.> - dop. aut). Wiadomą rzeczą było to, że na dwóch się nie skończy. Nie czekając na odpowiedz - która, choćby będąc przecząca i tak by nic nie zdziałała, pociągnęła go do środka, zamykając później drzwi na klucz.
 Smoczy zabójca stanął na środku pokoju, będąc nieco zaskoczonym panującym tam porządkiem. Nawet w jego skromnym mieszkanku - do czego nigdy się nie przyzna, nie było tak czysto.
 - Myślałeś, że mieszkam w burdelu, a wszędzie walają się puste butelki i kieliszki?
Odwrócił się i zobaczył ją opierającą się o framugę drzwi. Ręce miała skrzyżowane, a na twarzy mógł dostrzec grymas. Czyżby ją uraził?
 - Nie powiedziałem tego - odparł dalej z miną niewyrażającą kompletnie nic. To jeszcze bardziej zirytowało Canę.
 - Ale pomyślałeś - dodała i zniknęła za drzwiami do kuchni, nie dając mu szansy odpowiedzieć.
Zazgrzytał zębami, zastanawiając się, czy usiąść na kanapie. "A jak coś pobrudzę" pomyślał, przez co zaraz prychnął. To przecież nie było w jego stylu...

 - Mam tego jeszcze dużo.
Kiedy weszła do pokoju, blondyn siedział na fotelu, ostatecznie po przemyśleniu wszystkich za i przeciw rezygnując z zajęcia kanapy. Lekko zaskoczył go fakt, że dziewczyna usiadła na oparciu, tuż obok niego. Szybko przybrał ponownie swoją ulubioną minę, tzw. "typowy Laxus". Wciąż trzymała w dłoniach dwa kieliszki z czerwonym wywarem, z których jeden powędrował zaraz w ręce chłopaka. 
 - Krwawy cosmopolitanin, idealny na tą okazję. 
Uderzyła delikatnie o jego kieliszek, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Chwilę później płyn rozgrzewał ich gardła, a szkło wypełniane było czymś innym. Kolejne uśmieszki i co raz więcej procentów we krwi. W końcu liczba kolejek była zbyt mylna, a na dodatek ich stan nie pozwalał na coś tak trudnego, jak umiejętne liczenia do 10, a co dopiero wzwyż. 
 - Ojj - jęknęła Cana, kiedy jej kieliszek wylądował na miękkiej wykładzinie. Chcąc się po niego schylić nie przewidziała jednego. Otóż, zakręciło jej się bardziej w głowie i w przeciągu paru sekund wylądowała na równie pijanym smoczym zabójcy. 
 - C-co? - zamroczony spojrzał na nią, popijając już wprost z butelki. Kieliszek zniknął w jego ustach wraz z alkoholem.
 - Hahaha, a to dobre, khy.
Pochwyciła wódkę, jaką trzymał i zaczerpnęła sporego łyka... A raczej próbowała. Niekiedy płyn wlał się nie w pomiędzy jej wargi, a w - z każdą minutą coraz bardziej odsłonięte, piersi.
 - Ojj, khy - znów jęknęła, czując zimno rozpływające się po rozgrzanej skórze. Laxus zmarszczył brwi.
 - Khy...daj to.
Zabrał z rąk brązowowłosej swoją własność, napełniając się kolejnymi procentami. Jednak zamiast połknąć, zbliżył twarz do twarzy Cany, a ta jakby przygotowana rozchyliła wargi. Wtopił się w jej usta z zachłannością. Na początku się zakrztusiła, lecz po chwili oddawała pocałunek z równie wielką żarliwością. Oboje przymknęli powieki, oddając się przyjemności.
 - Pysznee - wymruczała, oblizując się. Ku niezadowoleniu Alberony blondyn odsunął się od niej, ignorując jej dalsze pomruki oburzenia. Chciała go ponownie pocałować, lecz ten zajął się nagle czymś innym. Cana jęknęła, czując jak jego język jeździ po jej dekolcie i zlizuje gnieżdżący się między jej piersiami alkohol. Ponownie zamknęła oczy, wplątując palce w jasne kosmyki Laxusa.
 Schodził dłońmi niżej, badając dokładnie każdy skrawek jej ciała. Denerwowało go strasznie, że zasłaniał je jeszcze ten uporczywy materiał, który w każdej chwili zapragnął rozerwać jeszcze bardziej. Dziewczyna jakby czytając mu w myślach, powoli odpinała swoje spodnie. Z szybkością światła zrzucił z niej zbędną odzież, pozostawiając dziewczynę w majtkach i staniku, jaki nosiła na co dzień. Mimo zamglonego wzroku, przyjrzał się jej dokładnie z lekkim uśmiechem, zarumieniony. Była piękną kobietą i niepotrzebnie wlewała w siebie tyle alkoholu. Jednak nie byłoby go tutaj, gdyby nie miała w zapasie żadnych procentów. A teraz dzięki chwili prywatności, mogli pokazać, co tak naprawdę kryło się w nich przez ostatnie dni. Chociażby nawet i dłużej. Oboje zaczynami powątpiewać w to, że łączyła ich tylko miłość do picia. Być może były to także uczucia kierowane ku sobie, lecz nie do końca zrozumiałe. 
 Chwiejąc się, przenieśli się na nieco wygodniejszy mebel, jakim było łóżko, do którego z trudem zaprowadziła ich Cana. Pijany Laxus był nadal tym samym upartym Laxusem i uważającym na słowa. Jak powiedział, że nie usiądzie na kanapie, to mimo wszystko tego nie zrobi. Brązowowłosa usadowiła się wygodnie na nim, ani przez chwilę nie przestając go całować. Płaszcz, jaki służył za przebranie leżał przy drzwiach do pokoju, a z każdym centymetrem w stronę łóżka, inne części garderoby chłopaka. Teraz oboje leżeli w sypialni w samej bieliźnie, napawając się swoją bliskością.

 Trójka magów spacerowała pustym chodnikiem z cukierkami po pachy. Obu mężczyzn już dłuższy czas dyskutowało o tym, gdzie może podziewać się Laxus. Sprawdzili już każdy dom, jaki obeszli, oczywiście w pełni zapominając o małym mieszkanku Cany, przy którym widzieli go po raz ostatni. W czasie, kiedy oni prowadzili rozmowę na temat swojego mistrza ich towarzyszka opróżniała drugą butelkę wódki. Po przejściu kolejnych kilku kroków Freed nagle stanął, powodując wpadnięcie na niego Bickslowa. Z kolei na plecach niebieskowłosego skończyła już z deka upita Evegreeen.
 - Khy, Eve idzie do Elfmanka, khy... -  wydusiła z siebie z niemałą trudnością, po czym skierowała się w stronę domu rodzeństwa Strauss. Oboje spojrzeli po sobie, wiedząc do czego dojdzie między tą dwójką dzisiejszej nocy. Jeżeli tylko brat Lisanny i Miry nie będzie uważać tego za za mało męskie.
 - To co teraz robimy we dwóch? - ... podrapał się po głowie, a zielonowłosy pozwalając się na chwile ponieść wyobraźni, wzdrygnął się.
 - Nie patrz tak na mnie... i... i nie podchodź do mnie! - wykrzyczał, szybkim krokiem udając się w stronę własnego mieszkania. Bickslow uniósł jedną brew, czego nie dało się dostrzec przez jego zbroję. Zaraz jednak pochwycił wszystkie torby ze słodyczami, szeroko się szczerząc. 
 - No moje maleństwa, mamy ucztę!

 Oboje przez dłuższą chwilę kłócili się oto, kto ma dominować. W końcu Cana uległa, pozwalając przygnieść się do łóżka. Spoglądała z pół otwartych oczu na swojego kochanka będącego tuż nad nią. Uśmiechał się tak słodko, że zapragnęła go ponownie pocałować, co jednak nie było jej dane. Laxus miał inne plany, zjeżdżając pocałunkami coraz niżej. Rozpiął jej stanik i zrzucił go, zahaczając następnie językiem o jej piersi, przez co jęknęła. Jego dotyk sprawiał dziewczynie niesamowitą przyjemność. Pieszczot nie było końca. Czas upływał jakby znacznie wolniej, a oni powoli pozbywali się wzajemnie resztek ubrań, zakrywających ich rozpalone ciała. Przejechał któryś raz z kolei opuszkami palców po znaku na lewej stronie podbrzusza. Oddychała szybciej, nie mogąc powoli znieść czekania. Pragnęła by zrobił to już, natychmiast. Chciała poczuć go jeszcze bardziej, poznać o wiele lepiej przez ten krótki, a jednak tyle znaczący stosunek.
 - Jesteś tego pewna? - zapytał, nie mając już problemu z wymową. Jednak Cana zbyt spragniona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
 - Bardziej niż pewna - odparła, a jej język także ani razu się nie zaplątał, co uniknęło uwadze chłopaka. Słysząc pozytywną odpowiedź spełnił jej oczekiwania, czemu towarzyszyły głośne krzyki bólu Alberony, a po chwili spowodowane już tylko podnieceniem i odczuwaną przyjemnością. Wbijała paznokcie w jego plecy, prosząc, wręcz błagając o to, by przyśpieszył. Dreyar nie miał nic przeciwko. Sam czuł, że niedługo dojdzie, zalewając dziewczynę własną spermą. I w końcu to się stało. Kiedy księżyc rzucał z okna poświatę na ich zaczerwienione twarze, oboje wykrzyknęli głośno swoje imiona. Ona i on. Para kochanków, których kumulujące się tyle czasu emocje dały w końcu upust. Wtuleni w siebie zasnęli pod osłoną nocy, a na ich twarzach kryło się trudno dostrzegalne szczęście z powodu tego, co zaszło przed chwilą. Nikt inny nie mógł czuć teraz czegoś podobnego i to właśnie sprawiało, że czuli się wyjątkowo. Ponieważ byli razem.

 Obudził się, słysząc wodę obijającą się o ścianki prysznica. Uniósł powieki, widząc biały sufit. Jednak inny biały sufit, niż ten, który widzi każdego ranka i wieczora nim zgasi światło. Swój sufit można po prostu rozpoznać wszędzie, mimo że wszystkie są tego samego koloru. Głęboko odetchnął czując znajome perfumy. Uśmiechnął się, pamiętając dokładnie ostatnią noc. Chociaż wlał w siebie dużo alkoholu, nadal był świadomy tego, co robi, lecz nie mógł się oprzeć. Cana wydawała mu się taka delikatna, lecz pragnienie zdawało się silniejsze. Widok uśmiechu na twarzy brązowowłosej podczas zadawania jej przyjemności był czymś niesamowitym. Sam na to wspomnienie uniósł delikatnie kąciki ust ku górze.

 - Dzień dobry - usłyszał przyjemny dla ucha głos swojego anioła. Cóż, przy wyrazie "swoja" mógłby wiele pofilozofować, jednakże z aniołem zgadzał się całkowicie. 
 - Dobry.
Spojrzał na dziewczynę, ubraną w biały szlafrok. Z jej ciemnych kosmyków skapywała woda, kończąc wędrówkę na beżowym dywanie. Zmieszał się, wciąż uporczywie patrząc prosto w jej oczy. Postawa Cany była dość dziwna. Coś mu cały czas przeszkadzało...
 - Czekaj, czekaj... - spojrzał na nią, mrużąc oczy - nie masz kaca?
To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Uśmiechnęła się podstępnie.
 - Tak łatwo nie da się mnie upić - odparła, wycierając ręcznikiem mokre włosy. Podeszła bliżej chłopaka, który podniósł się do pozycji siedzącej - ciebie też nie, prawda? 
Musnęła ustami jego polik, na co ten się nieznacznie zarumienił. Gwałtownie odwrócił głowę, a Alberona zachichotała. Tak, tej nocy nie zapomną przez długi okres czasu. Kto wie, a może nawet i już nigdy?

4 komentarze:

  1. Ohayo, Claudy ^^"!
    Shot bardzo udany, ciekawy i taki w ogóle MNIAM! Tylko coś chyba halloweenowa atmosfera zaszkodziła, bo jak to tak "szkud"?! Oj, oj. Pogniewamy się!
    Reszta bardzo fajna, uśmiałam się wręcz. I "Eve idzie do Elfmanka"... PADŁAM! No, ja już kończę. Jak wpadnie Allegra będzie fajnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, aż wstyd, policzki mnie zaczęły piec. Już poprawiam i dziękuję za powiadomienie o tym *wzdrygnięcie* błędzie.
      Cieszę się bardzo, że się podobało. ^^

      Usuń
    2. Proszę, każdemu przecież się może zdarzyć :D.

      Chi Yosei ( na kompie brata jestem, logować mi się nie chce XD )

      Usuń
  2. Cud, miód, wręcz prześwietne.
    No nic dodać, nic ująć. Nie mogę doczekać się następnych
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń