"Śmiech powinien być najbardziej oczywistym zjawiskiem na tym świecie"
Zmierzała powoli w stronę gildii. Płatność za mieszkanie nieco wzrosła, przez co brakowało jej naprawdę nie wiele, aby zamieszkać pod mostem. Westchnęła, przeczesując dłonią włosy, które dość często opadały na twarz. Wiał dziś mocny wiatr, uniemożliwiający wielu mieszkańcom kontynuowania codziennych prac. Dlatego też idąc, spotkała naprawdę mało osób.
- Czas wybrać misje - zanuciła, ciągnąc za klamkę. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała w środku całkiem inne pomieszczenie, w pełni różniące się od starego, kochanego Fairy Tail. Pomylenie się, bądź zgubienie nie wchodziło w grę. Kto nie trafiłby do najbardziej wyróżniającego się w całym mieście punktu? Dokładnie, nikt.
- Co się dzieje?
Rozejrzała się po miejscu, przypominającym zwykłą klasę, gdzie odbywały się zajęcia. Potarła oczy, lecz widok nic, a nic się nie zmienił. Ruszyła w stronę drzwi, które wprowadziły ją na hałaśliwy korytarz. Harmider panujący tam, nie pozwalał usłyszeć nawet własnych myśli.
- Szybko, pani Scarlet nie może nas przyłapać - odwróciła się i ze zdziwienia otworzyła szeroko usta. Przy parapecie stała dwójka jej przyjaciół, pochylający się nad zeszytami. Mieli na sobie charakterystyczne szkolne mundurki, różniące się jedynie ze względu na płeć lekko krojem i rozmiarem.
- Prawdziwy mężczyzna nie pozwoli się poniżyć przed nauczycielką.
- Dlatego pisz szybciej! Nie wiem, co nam zrobi, jak odkryje, że przepi-su-je....
Lisanna zamilkła, przełykając głośno ślinę. Wraz z Elfmanem poczęłam powoli przekręcać głowę w bok, a pot cały czas spływał po ich twarzach. Blondynka patrzyła na członków gildii z zaciekawieniem i przerażeniem. Czując na sobie wzrok, uśmiechnęła się lekko. Jak bardzo ją to w tej chwili uratowało...
- O, to na szczęście tylko pani Heartfilia - odetchnęli z ulgą, kontynuując pisanie. Zamrugała parę razy, zmierzając o sztywnych nogach dalej. Po drodze spotkała wielu innych znajomych, należących do Fairy Tail. Tylko dlaczego żaden z nich nie miał znaku na swym ciele? I gdzie podziała się magia? Inaczej to miejsce już dawno stałoby zapewne w płomieniach. Przez przypadek natrafiła na stołówkę, z której wydobywały się niezbyt przyjemne zapachy. Lecz istniało coś, co zszokowało ją bardziej od Happiego, wydającego obiady w różowej siatce.
- Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać? Nie wolno zjadać zastawy i przyrządów kuchennych!
- I tak nikt tu nie je tych brei...
- Dosyć tego, zostaniesz po lekcjach!
Z drgającą powieką, przyglądała się jakże miłej konwersacji pomiędzy nauczycielką, a buntowniczym uczniem. Owymi postaciami okazali się być, nie kto inny, jak Levi i Gajeel, którego mundurek był dosyć postrzępiony i w niektórych miejscach przedarty. Na jego plecach można było dostrzec napis markerem o treści "I'm ironman bitch".
Pokręciła głową, stawiając kolejno kroki i ostatecznie opuszczając owe pomieszczenie.
~*~
- Jak śmiecie pisać niebieskim, gdy ja każę wam czarnym?! Zostanie za to srogo ukarani!
Krzyk Erzy, a po chwili również jęk rozpaczy uczniów rozniósł się po całej szkole. Lucy wolała nie ryzykować i jak najszybciej stąd uciec, by uniknąć kontaktu z wybuchową nauczycielką.
Stanęła przed drzwiami do damskiej łazienki. Wypuściła ze świstem powietrze, ciągnąc za klamkę.
- Co? - wymsknęło jej się, kiedy tylko ujrzała całującą się dwójkę. Mianowicie Bisce i Alzacka.
- Prawda, że śliczna z nich para? - usłyszała za sobą delikatny głos oraz towarzyszący mu perlisty śmiech. Nie musiała się długo zastanawiać, by zgadnąć, że to Mira. Ta tymczasem wyminęła jasnowłosą, robiąc zdjęcie zaskoczonym uczniom.
- Nowe zdjęcie do mojego prywatnego albumu par szkolnych! - pisnęła, zawieszając aparat na szyi i szybko wyjmując z kieszeni spódnicy telefon. - Czas ogłosić nowinki na Fairybooku (współczesny Facebook xD), kyaa!
Mag gwiezdnych duchów zobaczyła znany błysk w oku dziewczyny, który nie wróżył niczego dobrego. Westchnąwszy, przeniosła wzrok na odznakę na prawej piersi starszej Strauss. Była przewodniczącą, co wcale nie zdziwiło Lucy. Wzruszając ramionami, posłała ostatnie współczujące spojrzenie speszonej dwójce, po czym wyszła dalej "zwiedzać" ową szkołę.
~*~
- Lucy, czas na misję!
"No w końcu ktoś normalny" pomyślała, po ujrzeniu w oddali sylwetki smoczego zabójcy. Jak bardzo się myliła...
- C-co ja mam z tym zrobić? - zapytała, patrząc z odrazą na brudnego mopa, wciśniętego jej w dłonie przez różowowłosego. On, w odpowiedzi się wyszczerzył i uniósł taki sam przedmiot wysoko, nad sobą.
- No jak to co? Walczyć! - przybrał bojową postawę i ruszył na zdezorientowaną dziewczynę. Niestety napotkał po drodze parę przeszkód. Jedną z nich okazało się wiadro, w którym ugrzęzła mu noga, w efekcie czego ślizgał się na nim przez cały korytarz i aż do wyjścia. Oddalał się tym znacznie od Lucy, która po dojściu do siebie, skorzystała z szansy i...najnormalniej uciekła. Szukając jakiejkolwiek kryjówki, wbiegła do pierwszego lepszego pomieszczenia z rozpędem zatrzaskując za sobą drewniane drzwi. Uspokoiła oddech, rozglądając się po zadbanym gabinecie. Szklane trofea, koszula rzucona na jedno z krzeseł. Szybko skojarzyła fakty... Nigdy nie spodziewałaby się trafić na właśnie tą osobę.
- Gray?!
- Dyrektorze, jak już - odparł jej męski głos, dobiegający zza fotela. Wystarczyło, że przeczytała ozdobny, wygrawerowany napis, głoszący nazwisko oraz imię dyrektora. Najważniejszej osobistości w tymże budynku. Odwrócił się, mierząc ją zimnym wzrokiem. Energicznie wstał, kierując się powoli w kierunku jasnowłosej. Dopiero teraz spostrzegła, że ma na sobie bardzo obcisły i skromny strój. Widząc jego palące spojrzenie, zarumieniła się.
- Dyrektorze - oznajmiła cicho, chcąc przynajmniej od niego dowiedzieć się czegoś. Jednakże on położył jej jedynie palec na ustach.
- Dawno cię u mnie nie było Lucy.
- Chyba powinien zwracać się do mnie pan w inny sposób - wybełkotała, spuszczając głowę.
- Chyba ma pani rację - rzekł cicho, lecz wystarczająco, by mogła go usłyszeć. Nie minęło dużo czasu, a znalazła się na biurku, sprawiając, iż większość dokumentów i innych dupereli wylądowała na podłodze.
- D-dyrektorze - jęknęła, rumieniąc się jeszcze bardziej. Kąciki jego ust powędrowały jeszcze wyżej. Przybliżył się do niej, kładąc dłonie na jej udach. Palcami zaczął jeździć po nodze jasnowłosej, sprawiając, że przeszły ją przyjemne dreszcze.
- Grzeczna dziewczynka.
Całkowicie mu się oddała. Po chwili czuła już delikatne pocałunki na szyi, powodujące przyśpieszoną pracę serca. Z trudnością uniosła rękę, chcąc dotknąć nią kruczoczarnych kosmyków dawnego maga lodu. Dalej nie wiedziała do jakiego świata trafiła i dlaczego nie istnieje w nim magia. Jednakże rozmyślenia o tym przełożyła na później, skupiając swoją uwagę tylko i wyłącznie na w pół nagim Grayu. Mimo, że wielokrotnie miała przed oczami klatkę chłopaka, to nigdy wcześniej jej ciało nie reagowało na nią, choćby w pewnym stopniu podobnie, co teraz. Krwotok z nosa był rzeczą w pełni nieuniknioną. Kiedy się odsunął, mogła ponownie spojrzeć na jego twarz. Słowo przystojny, należało do za delikatnych. Można by rzec, że stał przed nią anioł w ludzkiej postaci. Archanioł, prawdziwy Bóg, który swym seksapilem mógłby doprowadzić każdego do erekcji. Kierowała swą dłoń dalej w stronę twarzy Fullbustera. Uśmiechnęła się mimowolnie, dotykając jego zimnej skóry. W porównaniu z nim, jej była rozgrzana, a wręcz nawet parzyła. Włożyła mu palec do ust, on zaś go lekko przygryzł, wywołując u dziewczyny ciche jęknięcie.
- Ał, moje oko... - usłyszała w oddali czyjś głos, lecz nie przejęła się nim specjalnie. Nie myślała o konsekwencjach swego czynu. Pragnęła cieszyć się chwilą i skorzystać z rzadko spotykanej okazji. Zaraz dwa kolejne palce blondynki zniknęły za wargami Graya.
- Ał, moje drugie oko!
Tym razem krzyk stawał się coraz głośniejszy. Powoli zaczynała widzieć wszystko przez mgłę. Ostatecznie obraz gabinetu, a także jej ukochanego zniknął, otaczając Lucy z każdej strony bielą. Zacisnęła powieki, łapiąc się za głowię. Głos był wyraźniejszy i o wiele ostrzejszy niż wcześniej. Czując nagłą ulgę w skroniach, zdecydowała się otworzyć oczy.
- Dyrektorze? - zapytała nieśmiało, widząc przed sobą nikogo innego, jak czarnookiego maga lodu. Na jej słowa uniósł jedną brew i westchnął. Czyjaś dłoń podała mu mokrą szmatkę, którą po chwili położył na czole jasnowłosej.
- Jak się czujesz Lucy?
Próbowała się podnieść, lecz skończyła się to jedynie upadkiem prosto w ramiona chłopaka. Jej policzki przybrały czerwony kolor, kiedy do głowy zaczęły powracać wspomnienia sprzed kilku minut. Czy to, aby na pewno się wydarzyło? Rozejrzała się po sali, która niczym nie różniła się od gildii, której była członkiem. Była dokładnie taka, jaką pamiętała zawsze, a wszelakie ślady obecności tu szkoły zniknęły. Rozpłynęły się wraz ze skąpym strojem nauczycielki.
- Co się stało?
Zmarszczył brwi. Mogli dalej odpijać pałeczkę, zadając sobie pytania, na które i tak nikt nie odpowie, jednakże było to po prostu bezsensu. Nic nie mówiąc, wziął ją na ręce, po czym wyszedł z gildii. Ruszył w stronę domu Lucy, opowiadając jej po drodze całe zajście, zaczynając od bójki, odbytej dosyć wcześnie rano.
- Zostałem odepchnięty przez tego frajera i poleciałem prosto na drzwi. Miałaś pecha, że akurat wchodziłaś.
- Czyli mam rozumieć, że to moja wina?! - prychnęła, odwracając głowę - jak długo byłam nieprzytomna?
Zamyślił się przez chwilę, w ostatniej chwili unikając zderzenia ze staruszką. Tak samo Lucy i owa kobieta skwitowały to jednogłośnym "idiota".
- Dwie godziny, jeśli nie więcej. Słodka jesteś, jak śpisz.
Wypowiedz Graya nieco nią wstrząsnęła. Spojrzała mu prosto w oczy, rumieniąc się.
- Eto, d-dziękuje Gra...
- Fajerwerki!
Nim zdążyła dokończyć, ruszył biegiem w stronę sztucznych ogni. I w taki oto sposób romantyczny moment poszedł grzecznie do swojego domku, drzemać. Heartfilie westchnęła, lecz szybko zmroziła chłopaka wzrokiem. Otóż, galopując do jakże ciekawego miejsca, potknął się o malutki, mikroskopijnych rozmiarów kamyczek i wylądował na swych czterech literach. Blondynka szybko znalazła się na nim.
- Zboczeniec! - krzyknęła, czując, że podtrzymuje ją na niewłaściwej części ciała. On, gwałtownie się czerwieniąc, puścił biust dziewczyny i odskoczył. Dopiero wtedy mogli spostrzec, że został on jedynie w samych bokserkach.
- To nie jest odpowiedni strój, do paradowania na dworze - spojrzała na niego krytycznym wzrokiem, a w odpowiedzi usłyszała cichy śmiech. Widziała, jak zmierza powoli w jej kierunku, ostatecznie chwytając ją za podbródek, by nie spuszczała z niego wzroku.
- Chyba ma pani rację - mruknął zadziornie. Oczy Lucy automatycznie się rozszerzyły, a rumieniec od razu wpełznął na twarz. W końcu słyszała ten sam zwrot godzinę temu, jednakże od całkiem innego Graya. Przez wydarzenia rozgrywane później, zaczęła się jąkać.
- D-dyrektorze...
- Huh? - popatrzył na nią pytającą - właśnie, co chwilę powtarzałaś to, gdy spałaś. Pamiętasz, o co chodziło? Jaki dyrektor?
Zbyt dużo pytań, powodujących, że czuła się bynajmniej skrępowana. Dotknęła odruchowo szyi, jakby jego usta wciąż muskały tamto miejsce.
- Nic - odparła, uważając na plączący się język - zupełnie nic.
- Skoro tak mówisz - włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie. W pewnym momencie stanął, przekręcając głowę w stronę jasnowłosej.
- Chodź już. Nie chcemy się chyba spóźnić na fajerwerki - uśmiechnął się tajemniczo, a zarazem szczerze. Spowodował tym, że serce dziewczyny zabiło szybciej, lecz odwzajemniła uśmiech. Przyłożyła dłoń do klatki piersiowej i skinęła głową. Nareszcie coś zrozumiała. A były to uczucia kierowane do owego czarnowłosego maga.
- Ale się guzdrasz.
- Wcale się nie guzdram! - krzyknęła, biegnąc za nim. Bo w końcu każda chwila spędzona razem, napawała ją szczęściem i coraz większą miłością.
~*~
I oto następne zamówienie, opublikowane na blogu. Dedykuję go oczywiście Panience Juliette. Przyznam, że jestem z niego zadowolona. Również cieszę się z tego, że dzisiejszego dnia (zapisać w kalendarzu trzeba to wielkie wydarzenie) mój komputer złożył mi śluby, że nie opuści mnie już nigdy...a przynajmniej przez kolejne kilka miesięcy i będzie mi wiernie służył i dobrze się sprawował. Czuję, że to początek czegoś wielkiego, pięknego xD
Po drugie, mam nadzieję, że nie tylko mi wiele rzeczy kojarzyło się, podczas czytania tego one-shota. Czasami musiałam zaprzestać pisania, by pacnąć się w twarz za swoje sprośne myśli i niekiedy jeszcze gorsze pomysły. O.o Może to wszystko z powodu bólu głowy, eh.
Np. we fragmencie "Mag gwiezdnych duchów" o mało co nie stworzyłam Maga smoczych zabójców. Hmm...a jakby to w przyszłości wykorzystać. *myśli intensywniej niż zwykle*
Na razie to tyle. Kolejny niestety nie wiem, czy pojawi się jutro, gdyż szkoła każe mi znów skupić się na testach, zbliżających się wielkimi krokami. W dodatku plan mam tak napięty w tygodniu, że na kolanach dziękuję za święta wielkanocne, które zawsze były mi nadzwyczaj obojętne. W czasie wolnego z pewnością będzie wiele nowych one-shotów. No cóż, pozdrawiam serdecznie moich ludków kochanych i czekam na ocenkę moich wypocin. Papa :*
Pozwolisz że nominuje cię do The Versatile Blogger Award ? Więcej informacji znajdziesz u mnie ! Buziaczki!
OdpowiedzUsuńhttp://nalustoryforlove.blogspot.com/
UsuńOoooooo, jakie fajne :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten paring!! Jesteś kochana:***
Powinnaś być z siebie dumna.
Pozdrawiam i życzę weny.
Właśnie od kilku godzin jestem: Moncia♥
O matkooo!!!!!
OdpowiedzUsuńTy hentai'ami się zajmij!
Ło kurwa, ale super *w*
Witaj, to mój pierwszy wpis na tym blogu. To, że jesteś obdarzona wielkim talentem, to już z pewnością wiesz. Miniaturka była naprawdę idealna. Bardzo lubię tę parę i jestem ci wdzięczna, że podjęłaś si takiej pary. Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńT było piękne i cudowne. Mały pąk miłości rozkwitł...
OdpowiedzUsuńNie cierpię tego paringu, za tu uwielbiam NaLu i Gruvię, ale to i tak było świetnie napisane! weny życzę :)
OdpowiedzUsuńsuper opko! Zwłaszcza ten moment z palcami co nie gray?
OdpowiedzUsuńGray:spadaj ode mnie.
Mam nadzieje że to oczy będą cie bolały przez następne wieki! A opko jest świetnie!Niecodzienny temat bo zwykle w takich opowiadaniach Lucy jest uczennicą a nie nauczycielką ale co tam! Uwielbiam to!
Gray:Jedyne co mnie cieszy to to że Natsu jest tu sprzątaczką.
Powiedz mu o tym to cie zabije he he. Pa!